Forum www.forumkociolka.fora.pl Strona Główna

Z perspektywy Fleur Delacour

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.forumkociolka.fora.pl Strona Główna -> Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Legilimencja
Administrator



Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 2933
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spinner's End
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 20:06, 16 Sie 2010    Temat postu: Z perspektywy Fleur Delacour

Sacrebleu, nigdy nie zapomnę Turnieju Trójmagicznego! Terrible, terrible! Nie wiem, czego mi zazdrościły – Mariette, Nadia i inne. Wieczna chwała, też mi coś. Byłam głupia, chciałam wygrać, chciałam być znana w świecie czarodziejów, a tymczasem gdyby nie Harry, pewnie straciłabym moją kochaną Gabrielle! Sama nie byłam w stanie wysilić się i dać rady drugiemu i trzeciemu zadaniu. Wiem, spieprzyłam. Oh, mon Dieu!
Jestem zdecydowanie zbyt nerwowa. Straciłam głowę na widok druzgotek, pff! Toż to żałosne, ŻAŁOSNE. Oczywiście, Gabrielle nic się nie stało, ale to ja mogłam ją uratować, a nie Harry. Jestem mu za to wdzięczna i to chyba do końca życia.
A trzecie zadanie? Sacrebleu, czuję się okropnie! Ten barczysty gracz quidditcha mnie podpuścił. Szłam sobie spokojnie przez labirynt, w głowie miałam nadal obraz bogina, którego uprzednio udało mi się pokonać, a tu przede mną wąż! Nie był ogromny, do małych z kolei też nie należał, ale cholernie boję się węży! Po raz kolejny zachowałam się jak idiotka. Zaczęłam wrzeszczeć, kompletnie nie wiedziałam co zrobić, a on był coraz bliżej! Myślałam, że chce mnie ukąsić, syczał jak opętany. Wpadłam na żywopłot, kompletnie zdezorientowana. Błagałam tylko, żeby nie podchodził bliżej. Wtedy ten chłopak mnie zaczarował. Najpierw warknął: „silencio”, przez co nie mogłam wydusić z siebie żadnego dźwięku. Łzy zaczęły spływać mi po policzkach, ten przeklęty wąż krążył wokół moich stóp, nie chciał odjeść. A potem straciłam przytomność. Pamiętam tylko, że nie mogłam się ruszyć i upadłam na ziemię jak długa, bez możliwości obrony – różdżka wypadła mi z ręki. Wyciągnięto mnie jakimś cudem z tego labiryntu, ocucili mnie przed zakończeniem ostatniego zadania. Madame Maxime nie była zadowolona, ponadto czułam na sobie szydercze spojrzenia Marietty i jej paczki. Pewnie same nie zrobiłyby lepiej, pff! To w końcu mnie wybrała Czara Ognia! Jestem lepsza od niej i jej koleżaneczek.
Owinęłam się kocem i rozejrzałam wokoło. Wszyscy wyczekiwali na rozwiązanie konkursu. Znowu „skończyłam” zadanie jako pierwsza. Zamiast chwały i szacunku do Akademii Beauxbatons, przyniosłam tylko wstyd. Widziałam wzrok madame Maxime. Była rozczarowana. W szkole byłam jedną z najbardziej utalentowanych czarownic, ale teraz wiem, że używanie zaklęć w sytuacji zagrożenia życia wymaga zimnej krwi i trzeźwego umysłu. Ja nie jestem w stanie się opanować. Pocieszeniem było to, że tylko znajomych z Francji obeszła jakoś moja porażka. Inni nadal wyczekiwali na pozostałych uczestników. A przecież jest tu tyle ludzi, z którymi rozmawiałam, których lubię. Ten Roger Davies, z którym byłam na Balu był całkiem miły i przystojny, ale to nie to samo, co ten przystojny Anglik o rudych długich włosach i kolczykach w uszach. Przyznam, że sam Hogwart nie podoba mi się tak bardzo, w Beauxbatons jest zdecydowanie ładniej, przyjemniej, bardziej stylowo i zadbanie, jednak dla takiego mężczyzny warto było pomęczyć się ze smokiem i innymi stworami! Odnalazłam wzrokiem owego dżentelmena. Stał obok przyjaciół Harry’ego. Nawet nieco przypominał tego Rona. Może to jakaś rodzina? Muszę podpytać tu i tam. Został mi tylko rok edukacji w Beauxbatons, może wrócę do Anglii na stałe? Podszkolę język, nauczę się czegoś ciekawego… Do tej paskudnej pogody będę musiała się przyzwyczaić, ale cóż. To się nazywa zdolność do poświęceń, o.
Moje rozważania przerwał krzyk, męski krzyk, który wydobył się z labiryntu. Widzowie wstali ze swoich siedzeń na trybunach, wyciągając lornetki i próbując coś dostrzec między gęstymi ścianami żywopłotu. Po chwili krzyk ustał, a snop czerwonych iskier rozświetlił się na wieczornym, rozgwieżdżonym niebie nad pewną częścią labiryntu. Kolejny zawodnik odpadł z gry. Po chwili wyciągnęli z niego Kruma, tego dupka, który wyczarował mi pod stopami węża. Miałam ochotę wydrapać mu oczy. Jednak po dłuższej chwili uznałam, że byłoby mi żal moich gładkich, zadbanych paznokci. Mogłyby się połamać. Jednak widok, że ktoś potraktował go drętwotą, zrekompensował mi moje mordercze myśli. Dostał za swoje. Obserwowałam, jak za pomocą zgrabnego ruchu różdżką chłopak odzyskuje przytomność i władzę nad kończynami. Gdy jego wzrok skierował się w moją stronę, na wszelki wypadek uniosłam dumnie głowę, patrząc w przeciwnym kierunku.
W labiryncie zostało dwóch zawodników. Dwóch reprezentantów Hogwartu. To strasznie nie fair, że jest ich dwóch! Szanse miały być równe, a tak nie jest. Poza tym Harry jest jeszcze młody. Za młody na udział w Turnieju. Nie rozumiem, dlaczego się zgłosił. Sam oczywiście zaprzecza wszystkiemu, ale jak to inaczej wytłumaczyć? Kto mógł wrzucić bez jego zgody karteczkę z jego nazwiskiem? Toż to absurdalne. Impossible!
Walka między reprezentantami Hogwartu trwała długo. Zaczęłam już się nudzić, więc, jak wiele innych, zaczęłam rozmawiać. W końcu byłam już w stanie wydusić z siebie dłuższe zdania, niż lakoniczne „tak” lub „nie”. Nie miałam jednak zamiaru rozmawiać o Turnieju z rodzicami, a Gabrielle usnęła na kolanach mamy. Postanowiłam więc podjąć jakieś działania dotyczące nieznajomego rudowłosego chłopaka. Przeczesałam niestarannie niemal srebrne włosy, po czym podeszłam dyskretnie do madame Maxime, która gawędziła z tym dziwnym Hagridem. Osobiście uważam, że mógłby bardziej o siebie zadbać. Wygląda jak jakiś bezdomny, w dodatku widziałam go w okropnym, owłosionym garniturze. Zdecydowanie passé. Zdobyłam się jednak na odwagę i, mając chwilowo gdzieś maniery, przerwałam im rozmowę.
- Désolé de vous déranger – wtrąciłam. – Mam pytanie, ‘Agridzie. Ty widzi tego chlopaka, o tam – wskazałam na nieznajomego rudowłosego. – Ja widziala, jak ty z nim rozmawiaci. Możesz mi powiedzieć, jak on się nazywaci? - Mężczyzna zerknął na mnie nieco rozkojarzonym wzrokiem. Spojrzał za siebie, w kierunku, który wskazałam.
- Ach tak! To jest Bill Weasley, brat Rona, znasz go, prawda?
- Oui, merci, monsieur! To znaczy… Dziękuję! – odparłam, po czym odeszłam. Byli sobą niezmierni zaabsorbowani i chyba nie chcieli, by im przerywano. Podeszłam ponownie do rodziców. Nie pójdę przecież teraz do niego. Nie będę się zachowywać jak jakaś napalona idiotka. Nie jestem Nadią. Na tą myśl odgarnęłam z gracją swoje długie włosy i usiadłam obok taty, nie kryjąc znudzenia. Powinni dostarczyć jakiś rozrywek w międzyczasie. Westchnęłam głęboko, opierając brodę na dłoni.
Po chwili na środku areny przed wejściem do labiryntu pojawił się Harry wraz z Cedrikiem, drugim reprezentantem Hogwartu. Tłum zawrzał, rozległy się oklaski i wiwaty. Wszyscy wstali, ja również. Wpatrywałam się w parę chłopców, leżących na trawie. Coś mi nie grało. Dyrektor Hogwartu podbiegł do nich, odwracając Harrego na plecy. Wcześniej praktycznie leżał na Cedriku. Zrobiłam krok w przód. Okularnik puścił Puchar, marzenie każdego ucznia, a potem szepnął coś do Dumbledore’a. Następnie podszedł do nich Minister Magii. Również szepnął coś, po czym odezwał się głośniej:
- Dumbledore… on nie żyje! – Słowa te przeszły przez tłum niczym w zabawie „głuchy telefon”. Przyjrzałam się bliżej twarzy Cedrika. Miał puste spojrzenie. Zdałam sobie sprawę, że on jest naprawdę martwy, nic nie czuje, nic nie widzi… Jest zimny i nieczuły na wszystko. Z mojego gardła wydał się ochrypły wrzask. Zasłoniłam sobie usta rękoma i odwróciłam się na pięcie, byle tylko nie patrzeć na to. To było okropne. Zresztą nie byłam jedyna. Widziałam dziewczynę Cedrika, nie pamiętam imienia. O azjatyckiej urodzie. Płakała, jak wiele innych. Podbiegłam do mojej siostrzyczki, którą obudziły te wrzaski i okrzyki. Zasłoniłam swoim ciałem niemiły widok marę metrów dalej i wtuliłam się w nią.
Tyle o Turnieju. Teraz wracam do Francji. Muszę od tego wszystkiego odpocząć. Po tym wszystkim Dumbledore, Harry i inni są przeświadczeni, że ów czarnoksiężnik, Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać, powrócił. Puchar był świstoklikiem, który zaprowadził ich na jakiś cmentarz, gdzie zginął Cedrik. To ponoć on go zabił. Sam-Wiesz-Kto. A puchar w świstoklik zamienił Moody, ten szalony Auror, jednak później okazało się, że Moody to nie Moody. To znaczy… Ach, nie wiem, co o tym sądzić. To wszystko jest takie incroyable. Za Szalonookiego podszywał się jakiś śmierciożerca, na polecenie Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Ale jak to możliwe, że on powrócił, skoro czternaście lat temu zaginął? Bill uważa, że jest to w jakiś sposób możliwe. Podobno Dumbledore ma jakieś teorie na ten temat, jednak z nikim się nimi nie dzieli.
Właśnie, Bill. To dopiero mężczyzna! Szarmancki, przystojny… Mogłabym wymieniać bez końca! Rozmawiałam z nim w skrzydle szpitalnym, odwiedził Harry’ego, a potem jakoś na siebie wpadliśmy. Zdecydowanie wracam do Anglii za rok! Bill pracuje w Banku Gringotta, chyba pora namówić tatę i mamę na pracę w Wielkiej Brytanii! Obiecał, że mi pomoże w nauce angielskiego. A ja obiecałam, że go odwiedzę. Takiej okazji nie można przepuścić, haha.
Zerkam przez okno powozu Akademii Beauxbatons. Właśnie lecimy nad kanałem La Manche. Uśmiecham się do swojego odbicia w szybie. Rok szybko minie. Na chwilę obecną cieszę się na powrót do pięknej Francji.


Akapity zjada forum, wszelkie niejasne wyrazy należy wyjaśnić przy pomocy translatora francusko-polskiego. Pisane bez szczególnej weny, na pojedynek z forum libertatis Smile


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Legilimencja dnia Pon 20:13, 16 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Fedora
Trefniś



Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 447
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 8:19, 17 Sie 2010    Temat postu:

A po co translator, skoro jestem JA? Very Happy Disclaimer: nie znam francuskiego, ale rozumiem pojedyncze słowa, liczę do 20, umiem się przedstawić, więc styknie... Very Happy

Mówiłam Ci już na Gadu, że bardzo mi się podobało, moja Ty zdolna. :*


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.forumkociolka.fora.pl Strona Główna -> Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance free theme by spleen & Programosy

Regulamin