Forum www.forumkociolka.fora.pl Strona Główna

Miss Dumbledore

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.forumkociolka.fora.pl Strona Główna -> Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Loonay
Babcia Neville'a



Dołączył: 24 Sie 2009
Posty: 173
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ten swąd?

PostWysłany: Wto 11:33, 25 Sie 2009    Temat postu: Miss Dumbledore

001. Potwierdzenie tożsamości
Dolina Godryka wyglądała tego dnia wyjątkowo pięknie, skompana w sierpniowym słońcu. Na niebie widać było kilka pojedyńczych obłoków, przypominających strzępy waty. Ten dzień był dla mnie wyjątkowy bynajmniej nie z powodu pięknej pogody. Na południe miałam zaplanowane spotkanie z dyrektorką Hogwartu, brytyjskiej szkoły magii.
Nazywam się Constance Dumbledore i jestem czarownicą. Właśnie weszłam do łazienki, aby się przygotować. Spojrzałam w lustro, w którym ujrzałam szczupła, wysoką piętnastolatkę o kasztanowych włosach sięgających łopatek, obecnie związanymi w krótką kitkę i tajemniczych oczach o barwie bursztynu. Przeczesałam palcami skośną grzywkę oraz luźno zwisające kosmyki włosów. Zmierzyłam się wzrokiem. Ubrałam czarne dżinsy i białą koszulę - typowe mugolskie ubranie, a raczej typowy mugolski galowy strój. Tak jak lubiłam.
- Constance! - usłyszałam z dołu wołanie mojej mamy. Szybko wyszłam na korytarz i zeszłam po schodach. Na dole czekała na mnie prawie czterdziestoletnia kobieta, która mimo wieku wyglądała na dwadzieścia pięć lat, nawet jeśli przybyło jej trochę zmarszczek. Wysoka, szczupła, o długich do pasa, pofalowanych blond włosach i brązowych oczach, którymi patrzyła na mnie uważnie zza prostokątnych okularów. Miała na sobie elegancką szatę w kolorze bladego błękitu. Podeszła do mnie i położyła dloń na ramieniu uśmiechając się.
- Spokojnie, nie denerwuj się - dodała mi otuchy najwyraźniej źle odczytując moje zachowanie. - To tylko zwykłe spotkanie, potwierdzenie tożsamości.
- Nie denerwuję się, mamo - odparłam. - Musimy się aportować?
- Tak. Teleportacja łączna. Będziemy się musiały kawałek przejść, ale z Hogsmeade do Hogwartu jest kilka minut drogi.
Do przedpokoju wszedł mój tata, wysoki, możnaby rzecz nieco puszysty mężczyzna o burzy brązowywch włosów, owalnej, zawsze uśmiechniętej twarzy, haczykowatym nosie (którego na szczęście po nim nie odziedziczyłam) i bystrych błękitnych oczach. Tata to człowiek od którego optymizm i radość życia niemal emanowały, a jego dobry humor był wręcz zaraźliwy. Za nim wszedł do pokoju nasz domowy psidwak, Rio.
- Gotowe? - zapytał.
- Zaraz wyruszamy - odrzekłam głaszcząc Rio.
Chwyciłam moją różdżkę (13 cali, wiśnia, włos z głowy wili) ze stolika, włożyłam ją do kieszeni i złapałam mamę za przegub. Po chwili wszystko zaczęło wirować, a ja poczułam się, jakbym miała zaraz zwymiotować. Gdy dotarłyśmy do wioski Hogsmeade kręciło mi się w głowie.
- Jesteśmy na miejscu - powiedziała mama po czym pewnym krokiem ruszyła w stronę ogromnego zamku. Poszłam za nią, niestety z mniejszą gracją, chwiejąc się. Przeszłyśmy kilkoma wąskimi uliczkami wioski, p oczym weszłyśmy na ulice głowną.
Przyczyna mojego spotkania z dyrektorką była prosta - tydzień temu przeprowadziłam się z Francji. Wcześniej, przez cztery lata uczyłam się w Beuxbatons, jednak dopiero miesiąc temu dowiedziałam się od ojca o prawdziwej historii mojej rodziny. Okazało się bowiem, że jestem prawnuczką słynnego, nieżyjącego już niestety wielkiego czarodzieja, dyrektora Hogwartu, niejakiego Albusa Dumbledore'a. Kiedy czytałam o nim w różnych ksiązkach myślałam, że to zwykła zbieżność nazwisk. Moja prababcia wyjechała do Francji gdy była w ciąży. Niestety w trakcie porodu zmarła, a dziadek Elzyb nie zamieszkał w paryskim sierocińcu. Tutaj ułożył sobie życie, a jego żona, szkotka - imigrantka Georgina wydała na świat jedynego syna, a mojego ojca - Alberta. On natomiast poznał niejaką Rachel Caff, również szkotkę (cóż za zbieg okoliczności), a piętnaście lat temu na świat przyszłam ja. Jako że we francuskiej akademii czułam się źle, mimo iż bardzo dobrze się uczyłam, postanowiliśmy się przeprowadzić do mojej prawdziwej ojczyzny. I tak zamieszkaliśmy w słynnej Dolinie Godryka.
Razem z mamą doszłyśmy do dużej bramy głownej zamku. Przed nią czekała na nas podstarzała kobieta w popielatej szacie. Niska, bardzo chuda o zmęczonej, trójkątnej twarzy i siwym koku spojrzała na nas ze zdziwieniem.
- Dzień dobry - przywitała się uprzejmie mama.
- Witam - odrzekła kobieta znudzonym głosem. - Panie w jakiej sprawie?
- Nazywam się Rachel Caff-Dumbledore, a to moja córka Constance - wskazała na mnie. - Jesteśmy umówione na spotkanie z dyrektor McGonagall. A pani to...?
- Mereda Swiss, woźna.
Mam wyciągnęła list z kieszeni i pokazała go pani Swiss, która tylko rzuciła na niego okiem.
- Proszę, to list od pani dyrektor.
- Dobrze, zaprowadzę panie - odparła woźna otwierając bramę i zapraszając nas gestem. Razem z mamą szłyśmy za kobieta, która chodząc wyglądała trochę jak pingwin: była zgarbiona i stawiała malutkie kroczki.
Nie mogłam zaprzeczać: wnętrze zamku było piękne, i chociaż surowe cegł zazwyczaj nie wyglądały zbyt estetycznie, to tutaj spełniły swoją rolę. Na ścianach korytarzy wisiało mnóstwo portretów gaworzących między sobą czarodziejów. Często zatrzymywałam się patrząc na ciekawe dzieła sztuki, jednak cały czas ponaglała mnie zniecierpliwiona woźna.
W końcu, po kilku minutach dotarłyśmy na korytarz, przy którego ścianie stał tajemniczy gargulec. Zatrzymałyśmy się przed nim.
- Zna pani hasło? - zapytała dziwnie mściwym tonem Swiss.
- Hasło? - powtórzyła zdziwiona mama. - Ach tak, hasło!
Wyciągnęła ponownie list i przeczytała głośno:
- Langustnik ladaco.
Gargulec ruszył się i odsłonił spiralne schody, po których szybko weszłyśmy, już bez woźnej, która najwyraźniej nie martwiła się o nasz powrót. U szczytu schodów znajdowały się drzwi z kołatką w kształcie gryfa. Zerknęłam na mamę, która mrugnęła do mnie porozumiewawczo. Zapukałam kołatką.
- Proszę wejść - usłyszałam kobiecy głos.
Otworzyłam drzwi i ujrzałam okrągły gabinet, w którym znajdowało się kilka stolików, na których stały przedziwne instrumenty oraz klatki z ptakami i szczurami. Przez duże okno padały promienie słoneczne. Na ścianach widać było wiele obrazów przedstawiających, jak się domyśliłam, dyrektorów Hogwartu. Zauważyłam ,ze jeden z obrazów był zasłoniony płótnem. Pośrodku stało poteżne biurko, z aktórym siedziała profesor McGonagall. Była ubrana w purpurową szatę, na głowie miała szpiczasta tiarę. Surowość wręcz od niej biła. Siwe włosy miała związane w ciasny kok.
- Ach tak, panie Dumbledore. Dzień dobry - przywitała nas. - Proszę, niech panie usiądą.
Rozglądając się niespokojnie usiadłam na krześle przez biurkiem, natomiast mama stanęła za mną trzymając oparcie.
Dyrektorka spojrzała na mnie zza okularów.
- Constance Dumbledore, tak?
- Tak - odparłam onieśmielona sytuacją patrząc na blat biurka.
McGonagall spojrzała na mamę.
- Nie chce pani usiąść, pani Dumbledore?
- Nie, dziękuję - odrzekła nadal wpatrując się uparcie w dryektorkę, która ponownie zwróciła się do mnie, przerzucając jakąś dokumentację na biurku.
- Jak zapewne pani wie, panno Dumbledore, poprosiłam o przybycie ze względu na pewne procedury związane z przeniesieniem ucznia z innej szkoły. Po pierwsze musimy potwierdzić twoją tożsamość.
- Ależ pani już zna moje dane - odrzekłam zdenerwowana, po czym szybko dodałam - pani profesor.
Dyrektorka podała mi formularz i pióro.
- Tak, ale jak już wcześniej zauważyłam to jest POTWIERDZENIE tożsamości. Proszę teraz wypełnić formularz.
Zapadło milczenie. Wpisałam swoje dokładne dane na kartę i położyłam ją na biurku.
- Dobrze, jedna sprawa z głowy - powiedziała pani profesor i wyciągnęła z szuflady błękitną kartkę. - Wczoraj dostałam twoją kartę ocen z Beauxbatons.
Drgnęłam i spojrzałam na świstek.
- Widzę, że dobrze się uczysz. Prawie same W, trzy PO i niestety, jedno N z latania na miotle. - Spojrzała na mnie. - Nie lubimy latania na miotle, tak?
Pokiwałam głową, a kobieta odłożyła kartkę.
- Na podstawie ocen można wnioskować, że jesteś inteligentną osobą. A takie osoby z pewnością zostaną docenione w Hogwarcie.
Dyrektorka wstała i zdjęła z półki za biurkiem wyświechtaną, poszarpaną tiarę, którą położyła na biurku.
- To jest Tiara Przydziału - odpowiedziała na moje nieme pytanie. - Nie wiem czy wiesz, ale uczniowie w Hogwarcie są dzieleni na cztery domy, których nazwy podchodzą od nazwisk założycieli szkoły: Gryffindor, Slytherin, Ravenclaw i Hufflepuff. Do każdego domu trafiają uczniowie o danych cechach: do Gryffindoru osoby odważne i mężne, do Slytherinu przebiegłe i z ambicjami, w Ravenclaw znajdziesz uczniów inteligentnych i bystrych, natomiast w Hufflepuffie pracowitych i uczciwych. To Tiara dokonuje wyboru, do jakiego domu trafi uczeń. Zazwyczaj uczniowie są przydzielani podcas Ceremonii Przydziału w pierwszej klasie, ale mam świadomość, że mogłabyś się czuć... niezbyt komfortowo, biorąc w niej udział z pierwszoklasistami, więc - wzięła do rąk Tiarę i założyła mi ją - zostaniesz przydzielona teraz.
Nie wiedziałam czego oczekiwać po starym nakryciu głowy. Jakież było moje zdziwienie, gdy wydawałoby się najzwyklejsza czapka przemówiła! Aż podszkoczyłam, natomiast mama wydała z siebie zduszony okrzyk.
- Co my tu mamy... Widzę duży zasób inteligencji i ogromnę ambicję, o tak! Przebiegłośc, pracowitość... Gdzie by cię tu przydzielić? Hmm... Już wiem. - Wstrzymałam oddech. - Ravenclaw!
Dyrektorka zdjęła mi Tiarę z głowy, położyła ją na półce i zwróciła się do mnie:
- No więc to wszystko. W ciągu kilku dni powinna pani dostac sowę z listą podręczników.
- Przepraszam... - odezwała się mama. - Czy mogłybyśmy skorzystać z sieci Fiu?
Wskazała na kominek.
- Oczywiście - odparła McGonagall. Wstałam i weszłam do kominka.
- Do widzenia - pożegnałam się z dyrektorką, po czym powiedziałam wyraźnie: - Green Place numer 27!
Zawirowało i znalazłam się w salonie naszego domu. Wyszłam z kominka, w którym chwilę później znalazła się mama i ujrzałam tatę siedzącego na kanapie i czytającego gazetę. na nasz widok uśmiechnął się i odłożył magazyn.
- I jak poszło? - zapytał.
- W sumie to chyba dobrze... - odrzekłam patrząc na mamę.
- Bardzo dobrze - poprawiła mnie i zwróciła się do taty. - A ty co robiłeś?
- W sumie to nic. Siedziałem w domu, byłem na spacerze... A właśnie, na spacerze spotkałem niejakiego pana Harry'ego Pottera. Wiecie, mieszka przy Phoenix Street. Trochę z nim rozmawiałem i zaprosił nas jutro na kawę.
- To miło z jego strony - skomentowała mama.
- Tak, na pewno będzie fajnie - dodałam. Bardzo lubiłam rozmawiać z dorosłymi, a pan Potter był niezwykle interesującą postacią. z którą jak sądziłam, mogłam porozmawiać o moim pradziadku.

[size=4]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Loonay dnia Wto 18:25, 01 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Legilimencja
Administrator



Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 2933
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spinner's End
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:07, 25 Sie 2009    Temat postu:

Rach ciach ciach Very Happy
Ty wiesz co o tym myślę Wink
Podoba mi się to, że trafiła do Ravenclawu. W końcu jest prawnuczką samego Dumbledore'a Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bell
Gaduła



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 1582
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lodowy Zamek ^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:41, 25 Sie 2009    Temat postu:

Ciekawy pomysł, ładnie napisane ;]. Chętnie zobaczę następne odcinki.
A tu, kilka błędów, które znalazłam:
Przeszłyśmy kilkoma wąskimi uliczkami wioski, p oczym weszłyśmy na ulice głowną. spacja w złym miejscu brak kreseczki na o
Nie mogłam zaprzeczać: wnętrze zamku było piękne, i chociaż surowe cegł zazwyczaj nie wyglądały zbyt estetycznie, to tutaj spełniły swoją rolę. brak y na końcu
Zauważyłam ,ze jeden z obrazów był zasłoniony płótnem. Pośrodku stało poteżne biurko, z aktórym siedziała profesor McGonagall. spacja w złym miejscu i brak kropki nad z, zasłoniętym, a nie zasłonionym, brak ogonka przy e, i znowu spacja w złym miejscu
Ogólnie, dobrze byłoby wsadzić wszystko do worda Wink.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ginny
Administrator



Dołączył: 25 Gru 2007
Posty: 4189
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Dolina Godryka
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:21, 25 Sie 2009    Temat postu:

Czytałam to na Twoim blogu i bardzo spodobał mi się pomysł. xD
No i jestem bardzo ciekawa, jak jej się powiedzie w Hogwarcie. ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loonay
Babcia Neville'a



Dołączył: 24 Sie 2009
Posty: 173
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ten swąd?

PostWysłany: Śro 20:05, 02 Wrz 2009    Temat postu:

002. Potterowie
Następnego dnia o szóstej wieczorem, ubrani w mugolskie stroje (w moim wypadku czarną spódniczkę - bombkę i białą koszulę z krótkim rękawem) wybraliśmy się do państwa Potterów. Szliśmy we troje ulicą, kiedy zauważyłam coś prostokątnego w kieszeni spodni taty. Podeszłam do niego.
- Tato, co masz w kieszeni? - spytałam cicho. Tata zerknął na mamę i szepnął:
- Tylko się nie śmiej, zgoda? Ginny Potter była jedną z najlepszych ścigających ostatnich lat, razem z Harpiami z Hollyhead dwa razy wygrała mistrzostwo ligi. MUSZĘ mieć jej autograf, a w kieszeni mam notes.
Pokręciłam z dezaprobatą głową. Tata zawsze miał niezłego bzika na punkcie quidditcha, na który razem z mamą patrzyłyśmy z przymrużeniem oka, ale coś czułam, że tym razem mama nie będzie tak łaskawa. Dobrze, że nie usłyszała wyznania taty, bo zapewne dałaby mu nieźle popalić.
Po chwili doszliśmy do ładnego, foremnego domu pomalowanego szkarłatną farbą. Mam otworzyła furtkę i weszliśmy na teren posiadłości, krocząc po ścieżce usypanej z kamyczków. Zapukałam do drzwi i po chwili otworzył je wysoki, chudy mężczyzna o czarnej czuprynie. Na nosie miał okrągłe okulary, natomiast na jego czole znajdowała się słynna blizna w kształcie błyskawicy. Na nasz widok uśmiechnął się.
- Dzień dobry. Proszę, wejdźcie - przywitał się i otworzył szerzej drzwi. Pierwsza wkroczyłam do pomieszczenia
Tata podał rękę panu Potterowi i nas przedstawił.
- To jest moja żona, Rachel, - mama się uśmiechnęła - a to nasza córka, Constance.
- Miło was poznać. Usiądźcie - odrzekł.
Dopiero teraz, siadając na kanapie obejrzałam pokój. Było to spore, przestronne pomieszczenie o beżowych ścianach i panelach na podłodze. Na środku stał stolik, na którym znajdował parujący imbryk, małe talerzyki, tarta truskawkowa oraz kilka filiżanek. Usiadłam między mamą i tatą, natomiast pan Potter oddalił się do sąsiedniego pomieszczenia. Po chwili wrócił razem z rudwołosą kobietą i trójką dzieci: dwoma chłopcami, którzy wyglądali jakby byli mniej więcej w moim wieku oraz z dziewczynką. Jeden z chłopców był szczupły i wysoki, miał kasztanowe włosy, owalne okulary i zawadiacko się uśmiechał. Drugi, wyglądający na młodszego był nieco niższy i bardzije korpulentny. Był bardzo podobny do ojca: miał identyczne, zielone oczy i kruczoczarne włosy. Dziewczynka była podobna do matki: miała również rude włosy, brązowe oczy i uśmiechniętą twarz obsypaną piegami. Dorośli usiedli na kanapie naprzeciwko nas.
- Dzień dobry - przywitała się z nami podając każdemu rękę, po czym dodała - Ginny Potter. A to James, Albus i Lily.
- Może zabierzecie Constance na górę, a my tu sobie porozmawiamy, dobra? - zaproponował dzieciom pan Harry.
- Okej - odrzekł najstarszy z rodzeństwa i zwrócił się do mnie - Chodź.
Nie podobał mi się pomysł pozbawienia mnie okazji do rozmowy z dorosłymi, ale wstałam i ruszyłam za rodzeństwem po schodach. Na górze znajdował się korytarz oraz cztery pary drzwi, na każdych z nich srebrna tabliczka z napisem: Harry i Ginny, James, Albus, Lily. Kiedy zobaczyłam przedostatnią tabliczkę coś mi zaświtało.
- Zaraz - mruknęłam zamyślona. - Który z was to Albus?
- Ja - odrzekł czarnowłosy chłopak.
- Mój pradziadek się tak nazywał.
Uśmiechnął się.
- Wiem.
- Może pójdziemy do mojego pokoju. Chyba nie będziemy tu tak stać, co? - zaproponował James, po czym otworzył drzwi i zaprosił nas do środka gestem.
W pomieszczeniu królowały dwie barwy: czerwień i brąz. Podłoga była pokryta drewanianymi panelami, takimi jak w salonie, natomiast ściany były pomalowane szkarłatną farbą. Pod ścianą stało łóżko, szafa, regał oraz biurko. Ogólnie w pokój był bardzo ładny, gdyby nie bałagan: w kącia stała jiotła, po podłodze i na biurku były porozrzucane jakieś pergaminy oraz książki, a na łóżku leżały ubrania. james nie wydawał się być zmieszany lub zakłopotany stanem swojej sypialni, wręcz przeciwnie: wygląał jakby pękał z dumy.
- Siadaj - powiedział do mnie zgarniając ciuchy z łóżka.
Lily usiadła obok mnie, James na krześle naprzeciwko, natomiast Albus stanął przy biurku przeglądając papiery.
- Na którym jesteś roku? - zapytał najstarszy z braci.
- Na piątym - odrzekłam patrząc na miotłę w kącia.
- No, to tak jak ja. Albus jest na czwartym, a Lils dopiero na drugim.
- Lils? - zapytałam.
- Tak na mnie mówią, już się przyzwyczaiłam - odparła Lily lekceważąco, po czym zapytała podekscytowana - Już wiesz w jakim będziesz domu? Bo ja jestem w Gryffindorze. I James też.
- Będę w Ravenclawie.
- Mógowiec, hę? - zapytał James. - To tak jak Al, tyle że on chyba nie jest wystarczająco inteligentny jak na Krukona.
- Odczep się - warknął Albus nadal przerzucając papiery na biurku brata.
- To w jakim domu ty jesteś? - zapytałam z zaciekawieniem.
- Slytherin - odparł lakonicznie.
- Nasz ukochany, wielce ambitny i inteligentny Albusek - zadrwił James.
- Odezwał się, ten co ledwo dostaje Zadowolający z opieki nad magicznymi stworzeniami - odparł Al z drwiącym uśmiechem na ustach, po czym wziął pargemin z biurka i pokazał nam go ze zbolała miną. - Litości!
James wstał i wziął od brata kartkę.
- Co się z nowu czepiasz? - mruknął patrząc na zapisany pergamin.
- Przecież to jest wypracowanie sprzed dwóch lat!
- No i?
- No i to, że od tego czasu mógłbyś to posprzątać! poza tym, to wypracowanie z zaklęciu. A raczej zadanie: "Opisz działanie zaklęcia przywołującego oraz odpychającego." Banał. A ty dostałeś z tego Nędzny.
- No wiesz, nie każdy jest taki inteligentny, mądry, litościwy, wspaniały i cudowny jak ty. Mam się kłaniać panu? A może butki wyczyścić?
- To w ogóle nie jest śmieszne.
- I bardzo dobrze. Chodź na chwilę - powiedział James, po czym załapał brata za rękaw i wyciągnął go na korytarz zatrzaskując za sobą drzwi. Popatrzyłam na Lils - widać było, że dusi się ze śmiechu.
- Tak jest prawie codziennie - wyjaśniła z trudem, na co ja parsknęłam śmiechem. Zza drzwi słychać było głosy braci. Zerknęłam na ich siostrę, przyłożyłam sobie palec do ust i podkradłam się do drzwi.
- Odwal się ode mnie! - usłyszałam zdenerwowany szept Jamesa.
- O co ci chodzi? - zapytał Al nieco rozbawionym głosem.
- A o to, że strasznie mnie ośmieszasz! - odparł starszy brat.
- Co, przed Constance?
- Tak! Ona wydaje się być całkiem fajna, a ty pokazujesz jej moje stare wypracowanie!
- I tak masz syf w pokoju, a pierwszego wrażenia nie zmienisz.
- Może ona nie uznaje zasady "Pokaż mi swój pokój, a powiem ci, jaki jesteś", co?
- Może nie, ale taki bałagan każdego przestraszy.
Potem słychać było głuche uderzenie i "Au!". To mi wystarczyło, szybko usiadłam znowu na łóżku. Po chwili chłopcy weszli do pokoju: James z zawadiackim uśmiechem na ustach przeczesując sobie ręką włosy, natomiast Al ze zbolałą miną masując sobie lewe przedramie.
- Co tam, drogie panie? - zagadnął starszy brat.
- Nic tam - mruknęłam.
Zerknął nagle podekscytowany na miotłę, po czym zapytał:
- Lubisz quidditch?
Patrzący przez okno Al parsknął śmiechem, a jego brat posłał mu ponure spojrzenie.
- Nie zabardzo. Szczerze mówiąc, uważam że to nurzący sport - odparłam znudzonym głosem.
Albus i Lils zaczęli się dusić ze śmiechu.
- To twoja miotła? - zapytałam.
- Tak - odrzekł pękający z dumy James i podszedł do miotły, głaszcząc ją pieszczotliwie. - Huragan 303. Wiesz, jestem szukającym w drużynie Gryffindoru...
- Ja tez się chcę w tym roku zgłosić - wypaliła Lils oblewając się szkarłatnym rumieńcem. - Ale na obrońcę.
- Natomiast Al nie ma PREDYSPOZYCJI.
- Lubie jedynie oglądać mecze, nic poza tym - odparł cicho młodszy brat wbiając wzrok w czerwono - złote proporczyki z lwem powieszone nad łóżkiem.
- Jasne, jasne. Tak więc, jak widzisz ja jestem ten fajny, Al ten mądry, a Lils to ta trzecia - podsumował James.
- Ej! - krzyknęła najmłodsza z rodzeństwa.
- Powiedziałabym inaczej: Al to ten mądry, Lils to ta fajna, a ty to ten trzeci - mruknęłam zdenerwowana jego grubiaństwem. Zerknęłam na Albusa - uśmiechnął się do mnie. Natomiast James wyraźnie oklapł. Następne prawie dwie godziny spędziliśmy na rozmowie, podczas której James wyraźnie odzyskał humor.
- Constance! - usłyszałam z dołu krzyk mamy. Zerwałam się z łóżka i razem z Potterami zbiegłam po schodach na dół. Mama wyglądała na lekko zdenerwowaną.
- Tak? - zapytałam.
- Musimy juz iść - mruknął tata. Był w nienajlepszym nastroju, natomiast państwo Potterowie wyglądali na rozbawionych. Wszyscy czworo wstali i ruszyli do drzwi.
- Miło was było poznać - powiedział pan Potter otwierając drzwi.
- Wpadnijcie do nas jeszcze - dopowiedziała jego żona.
- Do widzenia - pożegnała się z nimi mama, natomiast tata wciąż był przygaszony.
- Do widzenia i cześć - rzekłam przekraczając próg. Lils pomachała do mnie, natomaist Al i James tylko się uśmiechnęli.
- Ginny i Harry są naprawdę miłymi ludźmi - podsumowała mama, gdy już weszliśmy do domu.
- Jesteście już z Potterami na ty? - spytałam zdziwiona.
- No jasne - odparł tata, po czym dodał ze śmiechem. - Wiesz, gdy dorośli mówią do siebie per pan czują się strasznie starzy.
- Chces zjutro jechać z nami do Londynu? - zapytała mama patrząc przez okno. - Właśnie widzę sowę lecącą do naszego domu, zapewne to lista książek. Poza tym, musimy jutro z tatajechać do ministerstwa, wiesz mamy rozmowyo pracę.
- Nie, dzięki - odparłam. - SKorzystam z ostatniego dnia wakacji, trochę powłóczę się po Dolinie.
- Okej, nie ma sprawy - odrzekła mama.
Zerknęłam na zegarek. Była już ósma wieczorem. Zjadłam kilka kanapek, umyłam się i poszłam do łóżka, żeby trochę poczytać. Co prawda byłam trochę zawiedzona, że nie udało mi się porozmawiać z panem Potterem, lecz zapewne będzie jeszcze ku temu okazja. Coraz bardziej nie mogłam doczekać się wyjazdu do Hogwartu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Loonay dnia Czw 17:25, 03 Wrz 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Legilimencja
Administrator



Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 2933
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spinner's End
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:48, 02 Wrz 2009    Temat postu:

Al w Slytherinie, Al w Slytherinie! łuhuuu Very Happy xD
Kilka literówek, dwa razy zapomniałaś dużej litery.... no. I dlaczego ją martwi rozmowa Jamesa i Albusa? xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loonay
Babcia Neville'a



Dołączył: 24 Sie 2009
Posty: 173
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ten swąd?

PostWysłany: Czw 17:24, 03 Wrz 2009    Temat postu:

Dobra, zmienię to zdanie, bo trochę głupio to wyszło xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loonay
Babcia Neville'a



Dołączył: 24 Sie 2009
Posty: 173
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ten swąd?

PostWysłany: Śro 18:53, 23 Wrz 2009    Temat postu:

003. Bliźniaki, cz. 1
[link widoczny dla zalogowanych]
Proponuję posłuchać tej piosenki czytając rozdział

Pierwsza rzecz, którą usłyszałam tego dnia było otwarcie drzwi mojej sypialni.
- Cons, wstawaj!
Oraz zniecierpliwiony głos taty. Podekscytowana szybko wyskoczyłam z łóżka i zbiegłam na dół na śniadanie. Przy stole siedzieli już rodzice. Spoczęłam na krześle i zabrałam się za smarowanie tosta. Siedząca przede mną mama zerknęła na swój zegarek.
- Musisz się jeszcze do końca spakować, wyjeżdżamy o dziesiątej. Masz godzinę - powiedziała, po czym wypiła kilka łyków kawy.
- Dobrze - mruknęłam znęcając się nożem nad moim tostem.
- Zdenerwowana? - spytał z rozbawieniem tata.
- Nie.
Przez całe śniadanie już nikt się nie odzywał. Mama wyglądała na zmartwioną. Wiedziałam czemu: dzień wcześniej rodzice pojechali do ministerstwa żeby postarać się o posady. Tata został przyjęty do Biura Amnezjatorów, natomiast zgłoszenie mamy odrzucono. Dzisiaj miała jechać do Szpitala św. Munga, aby tam postarać się o posadę uzdrowiciela.
- Mama jest chyba bardziej zdenerwowana - zauważyłam, po czym powiedziałam pocieszająco. - Spokojnie, wszystko będzie dobrze.
Nie odpowiedziała, jedynie uśmiechnęła się blado.
Gdy zjadłam śniadanie poszłam na górę, aby się przygotować. Ułożyłam wszystkie moje rzeczy w kufrze, na wierzchu pozostawiając szaty od madame Malkin, po czym ubrałam mugolskie ubranie. Tak jak zwykle, włożyłam moją różdżkę do tylnej kieszeni spodni. Wzięłam kufer i zniosłam go (a raczej stoczyłam) na dół. Rodzice siedzieli na kanapie w salonie - tata czytał "Proroka Codziennego", a mama przeglądała jakąś mugolską książkę kucharską.
- Dobra, chodźcie dziewczyny - powiedział tata odkładając gazetę i jedną ręką chwytając rączkę mojego kufra, a drugą zgarniając ze stolika kluczyki do samochodu wyszedł przed dom.
- Dlaczego nie możemy się teleportować? - szepnęłam pretensjonalnym tonem pakując się do samochodu stojącego na podjeździe przed domem.
- Jasne, teleportujmy się - odparł ironicznie tata ustawiając odpowiednio lusterko wewnątrz samochodu - Ale to nie ja będę wyjaśniać mugolom na King's Cross w jaki sposób nagle się tam pojawiliśmy.
Nic nie odpowiedziałam, nawet złośliwa uwaga taty nie zrobiła na mnie wrażenia.
Pogoda jakby chciała koniecznie pokazać, że wakacje się kończą: na zewnątrz padał rzęsisty deszcz, a niebo było niemal jednolicie szare.
Przez całą drogę na King's Cross w moim umyśle istniało tylko jedno słowo: Hogwart. Nic nie mogło zaćmić mojej radości. Nie wiedziałam, jak tam będzie, ale byłam pewna jednej rzeczy: na pewno nie będzie gorzej niż w Beauxbatons.
Jadąc rozmyślałam o tym co mnie czeka. Miałam różne wyimaginowane wizje Hogwartu. Chciałam z kimś porozmawiać i się nimi podzielić, ale z drugiej strony lepiej nie przeszkadzać tacie podczas prowadzenia samochodu. Natomiast mama w ogóle się nie odzywała, tylko patrzyła smutno w okno.
W końcu dojechaliśmy. Wyskoczyłam z samochodu, wyjęłam kufer i razem z rodzicami skryłam się pod dachem peronu numer 9.
- Masz - powiedziała mama podając mi świstek papieru. - To twój bilet.
- Dziewięć i trzy czwarte? - przeczytałam cicho marszcząc czoło, po czym powiedziałam do rodziców - Taki peron nie istnieje.
Tata uśmiechnął się zagadkowo, po czym podszedł z mamą do barierki między peronem 9 i 10. Złapałam kufer za rączkę i przyciągnęłam go w stronę rodziców przyglądając im się bacznie.
- Rób to co my - wyartykułowała bezgłośnie mama. Kiwnęłam głową. Rodzice jednocześnie oparli się o barierkę i rozglądając się wkoło po prostu zniknęli. Na szczęście, nikt tego nie zauważył. Z najwyższym trudem przytargałam kufer, postąpiłam tak, jak rodzice i... po prostu wniknęłam w barierkę, nie da się tego inaczej wytłumaczyć.
Znalazłam się po drugiej stronie barierki, po stronie, której jak sądziłam nigdy nie widzieli mugole: na peronie z tabliczką 9 i 3/4. Tata wziął ode mnie kufer i razem z mamą odprowadzili mnie do gotowego do odjazdu pociągu wyłaniającego się z dymu. Naokoło razem z rodzicami szło, stało bądź biegało mnóstwo dzieci. Zerknęłam na zegarek.
- Za siedem minut odjeżdża - poinformowałam rodziców. Nadeszła chwila, której tak bardzo nie lubiłam: pożegnanie. Coś, czego można by było uniknąć, jednak wiele osób mogłoby uznać takie zachowanie za niestosowne lub niegrzeczne.
- Tylko ucz się pilnie, pamiętaj - powiedział na wdechu tata, kiedy go ściskałam, natomiast mama na pewno chciała się jakoś pożegnać, ale była w tak złym nastroju, że gdy ją uściskałam jedynie uśmiechnęła się blado.
- Wszystko będzie dobrze - powtórzyłam już po raz drugi tego dnia. - Na pewno dostaniesz tą pracę.
Uśmiechnęłam się do obydwojga, wzięłam kufer i weszłam do pociągu. Jak się spodziewałam, wewnątrz znajdował się wrzeszczący tłum młodszych dzieciaków i nieco mniej rozwrzeszczanej młodzieży. Przepchnęłam się przez tłum i znalazłam wolny przedział, po czym usadowiłam się wygodnie na siedzeniu. Nie minęła minuta, a drzwi przedziału otworzyły się. Wyjrzeli przez nie dwaj wysocy, chudzi i wręcz identyczni chłopcy z blond czuprynami i lekko wyłupiastymi szarymi oczyma.
- Możemy? - zapytał jeden z nich. - Wszystkie miejsca już są zajęte...
- Jasne - odparłam. Chłopcy usiedli naprzeciwko mnie nic nie mówiąc. Kiedy zaczęłam czytać najnowszego "Proroka Codziennego" jeden z nich, siedzący bliżej okna stwierdził.
- Nie wyglądasz na pierwszoklasistkę.
- Bo nią nie jestem - mruknęłam starając się skupić na artykule.
- Jakoś wcześniej cię nie widzieliśmy - powiedział drugi brat. Westchnęłam i odłożyłam gazetę.
- Przez cztery lata uczyłam się w Beauxbatons - wyjaśniłam. - Nazywam się Constance Dumbledore.
I, kiedy chłopcy wybałuszyli oczy i już chcieli coś powiedzieć, dodałam znudzonym tonem:
- Tak, ta od TEGO Dumbledore'a. Jestem jego prawnuczką. A wy to...?
- Lorcan Skamander - przedstawił się siedzący bliżej okna.
- Lysander Skamander - rzekł drugi.
- Synowie Luny i Rolfa Skamanderów?
- Dokładnie - odparł Lorcan.
- Czytałam ich książki magizoologiczne, są po prostu świetne!
Spojrzałam przez okno.
- Czy wasi rodzice tutaj są?
Lysander kiwnął głową i wskazał na stojących kilka metrów od moich rodziców dwójkę ludzi: kobietę o blond włosach do pasa i wyłupiastych oczach oraz wysokiego, uśmiechniętego mężczyznę, również blondyna o wesołych, zielonych oczach.
- A co, chcesz autograf? - spytał z przekąsem Lysander.
- Mogę chcieć.
- Da się zrobić - odparł zdawkowym tonem.
Pociąg ruszył. Otworzyliśmy okno i pomachaliśmy do swoich rodziców, a mi nagle zrobiło się smutno, kiedy wpatrywałam się w oddalające się sylwetki rodziców.
- Musze już lecieć, Mackenzie pewnie na mnie czeka. Do zobaczenia! - powiedział Lorcan zamykając okno i wypadł z przedziału. Jego brat wychylił się i krzyknął za nim:
- Spokojnie, nie zginie bez ciebie! - Zerknął na mnie i powiedział: - Mackenzie i Lorcan są prefektami Hufflepuffu. Lorc ma na jej punkcie niezłego bzika.
- Więc Lorcan jest w Hufflepuffie, tak? - spytałam retorycznie. - A ty, w jakim jesteś domu?
- W Ravenclawie.
- Ja też - odparłam delikatnie się uśmiechając. - W piątej klasie.
- No to dokładnie tak jak ja. Kiedy cie przydzielili?
- Profesor McGonagall urządziła mi taką jednoosobową Ceremonię Przydziału, kiedy się z nią spotkałam.
I tak, pochłonięci rozmową nawet nie zauważyliśmy, jak minęła godzina.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Loonay dnia Czw 20:36, 24 Wrz 2009, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bell
Gaduła



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 1582
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lodowy Zamek ^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:05, 23 Wrz 2009    Temat postu:

Lubię Twoje opowiadanie, wiesz :]? Ciekawa jestem jaki wpływ na akcje będą mieli bliźniacy, bo jakiś będą, prawda? Dziwne trochę, że są w innych domach... no ale cóż, zdarza się. Znalazłam jeden błąd:
- Mam jest chyba bardziej zdenerwowana - zauważyłam, po czym powiedziałam pocieszająco
Chyba "Mama" miało być. No i kropki na końcu nie ma.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loonay
Babcia Neville'a



Dołączył: 24 Sie 2009
Posty: 173
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ten swąd?

PostWysłany: Czw 20:25, 24 Wrz 2009    Temat postu:

Przepraszam, ale teraz ustawiłam sobie (w końcu) autokorektę w Operze i nie będzie tylu byków. Zresztą, ja nie robię niemal nigdy błędów, jestem na ich punkcie wręcz przewrażliwiona (czego się spodziewać po humanistce?).
Cieszę się, że podoba wam się moje opowiadanie Smile Co do innych domów, to uznałam że tak będzie ciekawiej. Patilówny (jak to dziwnie brzmi) też były w innych domach, a jako że Ravenclaw i Hufflepuff to moje ulubione domy to umieściłam Skamanderów w nich.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pomyloony
Babcia Neville'a



Dołączył: 10 Wrz 2009
Posty: 211
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Myslovitz.
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:32, 24 Wrz 2009    Temat postu:

Ja też to zauważyłam, acz myślałam, że to było celowe.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loonay
Babcia Neville'a



Dołączył: 24 Sie 2009
Posty: 173
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ten swąd?

PostWysłany: Czw 20:36, 24 Wrz 2009    Temat postu:

Już poprawiłam ;]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Loonay
Babcia Neville'a



Dołączył: 24 Sie 2009
Posty: 173
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ten swąd?

PostWysłany: Śro 17:14, 30 Wrz 2009    Temat postu:

003. Bliźniaki, cz. 2
[link widoczny dla zalogowanych]

Łup. Do przedziału wpadł Lorcan zamykając z hukiem drzwi. Nagły podmuch wiatru rozsypał karty z Czekoladowych Żab, które pokazywał mi Lysander.
- I jak tam twoja dziewczyna? - spytał zgryźliwie podając mi kartę z Eos.
- MACKENZIE - powiedział z naciskiem drugi brat siadając naprzeciwko mnie - ma się dobrze. Kazała cię pozdrowić.
- Dzięki - mruknął, po czym zwrócił się do mnie - Masz pozwolenie na wyjścia do Hogsmeade?
Zalała mnie fala złości. Wstałam i kopnęłam siedzisko.
- Zapomniałam - burknęłam. Wiedziałam dobrze, że zgoda czeka na podpis rodziców leżąc na moim biurku. Ochłonęłam, wyjęłam różdżkę i powiedziałam spokojnie:
- Expecto patronum.
Na podłodze pojawiła się srebrna, biała gęś.
Drodzy rodzice, proszę podpiszcie zgodę na wyjazdy do Hogsmeade i prześlijcie mi ją sową. Zgoda leży na moim biurku. Pozdrowienia - pomyślałam.
- To wiadomość do rodziców - powiedziałam do patronusa. Gęś spojrzała na mnie ze zrozumieniem, wzleciała pół metra w górę i zamieniła się w smugę srebrnego światła, która przeniknęła przez okno i wydostała się na zewnątrz. Schowałam różdżkę i usiadłam.
- Czy to było to, co myślę? - spytał zdziwiony Lysander wskazując kciukiem na okno.
- Patronus - odparłam niby od niechcenia, wyjmując paczkę cynamonowych ciasteczek, które poprzedniego dnia upiekłam i poczęstowałam chłopców.
- To trudne zaklęcie - stwierdził Lorcan przyglądając się uważnie ciastku, jakby chciał z niego odczytać receptę na prawidłowe wyczarowanie patronusa.
- Nie takie znowu trudne, wystarczy trochę wprawy... - powiedziałam. Rozmawialiśmy tak zajadając ciastka oraz czekoladowe żaby i kociołkowe pieguski zakupione w przejeżdżającym w międzyczasie wózku ze słodyczami. W końcu pociąg stanął. Razem z niego wysiedliśmy i na peronie usłyszeliśmy męski głos:
- Pirszoroczni za mną! Pirszoroczni za mną!
Zobaczyłam przed sobą wysokiego na chyba trzy metry brodatego mężczyznę z lekko siwiejącymi włosami i małymi, czarnymi oczkami.
- Cześć Hagrid! - krzyknął do niego Lysander. Mężczyzna odwrócił się do bliźniaków.
- Cześć chłopaki. Do zobaczenia na lekcjach! - odparł i oddalił się razem z grupką pierwszorocznych.
- Chodź - powiedział do mnie Lorcan ciągnąc za rękaw od mojej bluzy. Poszliśmy w stronę lasu, gdzie stało kilkanaście powozów.
- A gdzie konie? - spytałam zdziwiona pakując się do pustego pojazdu razem z chłopakami.
- Te powozy są ciągnięte przez testrale - odrzekł Lorcan siadając na przeciwko mnie.
- Testrale? - spytałam zaciekawiona. - Czytałam o nich, ale podobno bardzo trudno się je hoduje.
- Myślę, że gdyby Hagrid się postarał mógłby oswoić smoka - powiedział ze śmiechem Lysander siadając na przeciwko mnie.
Myślałam, że powóz już ruszy, kiedy usłyszałam znajomy głos:
- Hej, możemy się dosiąść?
- Jasne - odparłam uśmiechając się do Albusa i jego towarzyszki w szacie Ravenclawu. Była to wysoka, bardzo chuda dziewczyna o gęstych, rudych potarganych włosach i piegowatej, uśmiechniętej twarzy. Kiedy usiedli Al podał wszystkim rękę dziewczyna przedstawiła mi się.
- Rose Weasley - powiedziała podając mi dłoń.
- Constance Dumbledore - odrzekłam. Jej błękitne oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.
- Dumbledore? Ale...
- Jestem jego prawnuczką - powiedziałam chyba po raz setny tego lata. Powóz ruszył, chłopcy zaczęli rozmawiać o quidditchu, a mi się coś przypomniało.
- Rose, wiesz może czy w którymś z dormitoriów piątoklasistek jest wolne miejsce? - spytałam. Dziewczyna zamyśliła się.
- Chyba nie, ale jak chcesz możesz zamieszkać w naszym dormitorium - odparła.
- W naszym, czyli...
- Mieszkam razem z Pixie, Nike i Agnes, a mamy jeszcze jedno wolne łóżko. Nikogo nie mogłyśmy znaleźć, ale jeśli byś chciała to możesz...
- Jasne, że chcę! - przerwałam jej zadowolona. - A do której klasy chodzisz?
- Do czwartej, ale mam nadzieję, że to nie robi problemu.
- Nie, no co ty! - zaprzeczyłam.
Uśmiechnęła się. Jechaliśmy tak kilkanaście minut, aż dotarliśmy pod zamek. Wkroczyłam do ogromnej sali z gwieździstym, jakby przezroczystym sufitem.
- To Wielka Sala - wyjaśniła mi Rose (chłopcy nadal rozmawiali o quidditchu). - Tutaj uczniowie jedzą posiłki. Każdy dom ma swój stół. Chodź - pociągnęła mnie za rękaw, kierując ku stołowi Ravenclawu.
- Cześć! - pożegnał się ze mną Lorcan, siadając przy innym stole. Zerknęłam na Albusa. Pomachał i oddalił się do reszty uczniów Slytherinu. Usiadłam wśród innych uczniów, między Rose a Lysanderem. Czekaliśmy na rozpoczęcie uroczystości, gdy usłyszałam:
- Hej Cons!
To James Potter wepchnął się między Rose a jakąś oburzoną dziewczynę.
- Cześć - mruknęłam nagle zainteresowana rąbkiem swojej szaty.
- Wiesz, że to nie jest stół Gryffindoru? - spytała Rose unosząc brwi.
- Wiem, droga kuzynko - odparł chłopak. - Przeszedłem w odwiedziny. Nie cieszysz się?
- Cieszę, cieszę, ale...
- Co tam u ciebie? - zwrócił się do mnie szybko, przerywając Rose.
- Wiesz, widzieliśmy się przed wczoraj, zbyt wiele się nie zmieniło... - odparłam próbując ukryć zażenowanie. W tej chwili zza stołu nauczycieli wstała znana mi już dyrektorka i stanęła za pulpitem.
- Dobra, ja spadam. Na razie! - James pobiegł do stołu Gryffindoru.
- Czy tylko mnie on tak irytuje? - spytałam szeptem.
- Nie tylko, nie tylko... - odparła Rose, chichocząc, a tymczasem profesor McGonagall rozpoczęła Ceremonię Przydziału. Pierwszoklasiści wychodzili po kolei i zakładali na głowę Tiarę, a ja oklaskiwałam wszystkich, którzy dostali się do Ravenclawu. W końcu po "Zickerman, Diana" (Hufflepuff!) dyrektorka przemówiła.
- Witajcie uczniowie! Witam w was w kolejnym roku nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie! Mam nadzieję, że będzie on dla was szczęśliwy. Na początek mam kilka informacji: po pierwsze, nikomu nie wolno wchodzić do Zakazanego Lasu. Jest to surowo zabronione. Pani Swiss przypomina wszystkim, że w jej biurze wisi lista trzydziestu siedmiu zakazanych przedmiotów, których nie można mieć w szkole znajduje się w jej biurze.
- Nikt nie ma zamiaru tam zaglądać - mruknął do mnie Lysander.
- Uczniowie od trzecich klas wzwyż - kontynuowała dyrektorka - mogą wybierać się do Hogsmeade, tylko i wyłącznie za pozwoleniem rodziców. Mam również jedna informację, która mam nadzieję, dotrze do waszych mózgownic. W tym roku odbędzie się bal.
W sali nagle rozległy się podekscytowane szepty uczniów.
- Proszę o ciszę! - rozległ się głos profesor McGonagall. - Bal będzie miał miejsce pierwszego października. Odbędzie się on z okazji tysiąclecia szkoły. Oczekuję, że każdy uczeń będzie miał partnera do tańca. Dalsze informacje uzyskacie od opiekunów domów. A teraz - na stołach pojawiło się jedzenie. - smacznego!
Nałożyłam na talerz pieczonego ziemniaka, kiedy odezwał się Lysander, machając mi przed nosem nadgryzioną kiełbaską nadzianą na widelec.
- Spróbuj, te kiełbaski są przepyszne!
- Nie, dzięki - odparłam nakładając sałatkę. - Jestem wegetarianką.
Zaczęłam konsumować ziemniaka. Kątem oka zauważyłam, że Lysander ogląda kiełbaskę ze wszystkich stron, po czym wzrusza ramionami i dalej ją je.
Po uczcie razem z Rose poszłam do pokoju wspólnego Ravenclawu. W dormitorium czekały na nas nasze rzeczy i dwie dziewczyny.
- Rose! - wykrzyknęła jedna z nich, wysoka, postawna blondynka o łagodnych rysach twarzy i włosach związanych w długi koński ogon. Rzuciła się Rose na szyję.
- Cześć, Agnes - odparła Rose.
Zerknęłam na pozostałe dziewczyny. Siedząca na łóżku nie wyglądała na miejscową: długie, ciemnobrązowe, lekko kręcone włosy oraz oliwkowa cera wskazywały na jej zagraniczne pochodzenie. Trzecia wyglądała najbardziej ekscentrycznie. Puszysta dziewczyna o burzy jasnobrązowych włosów, kręconych niczym sprężynki miała na nosie okulary w grubych, czerwonych oprawkach w kształcie serc.
Kiedy wszystkie cztery się przywitały, Rose przedstawiła mnie.
- To jest Constance. Przeniosła się z Beauxbatons, jest teraz w piątej klasie. Zaproponowałam jej, żeby była w naszym dormiotrium.
Współlokatorki uśmiechnęły się.
- To jest Anges - wskazała na blondynkę - Pixie - pomachała do mnie "Ekscentryczka" - i Nike*.
- Nike? - spytałam.
- Greczynka - odparła z nieco dziwnym akcentem.
- Miło mi was poznać - powiedziałam do wszystkich. - Ciesze się, że będę z wami mieszkać.
Reszta wieczoru upłynęła spokojnie. Rozmawiałyśmy o wakacjach i nadchodzącym balu.
Wcześnie położyłam się do łóżka. Byłam zadowolona z nowej szkoły i ciekawa następnych zdarzeń...

*Nike - to greckie imię bogini wolności i zwycięstwa, czyta się tak jak pisze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Naczelny Proroka



Dołączył: 10 Gru 2008
Posty: 1172
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Little Whinging
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:28, 20 Gru 2009    Temat postu:

Podoba mi się! Very Happy I ten James! Nie rozumiem, dlaczego tak go odtrącają. Przecież jest baardzo sympatyczny xD Smile Współlokatorki Rose, są ciekawymi postaciami. Smile
No i bliźniacy. Ach... Very Happy Ci to są dopiero świetni Smile
Czekam na dalszy ciąg Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Bell
Gaduła



Dołączył: 08 Lut 2009
Posty: 1582
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Lodowy Zamek ^^
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 15:26, 22 Gru 2009    Temat postu:

O właśnie, właśnie! Też czekam na ciąg dalszy mojego ulubionego opowiadania ^^.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.forumkociolka.fora.pl Strona Główna -> Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance free theme by spleen & Programosy

Regulamin