Forum www.forumkociolka.fora.pl Strona Główna

TrueDraco - Jak się nie ma po co żyć.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.forumkociolka.fora.pl Strona Główna -> Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
d_Fan
Babcia Neville'a



Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 198
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 13:31, 31 Sty 2010    Temat postu: TrueDraco - Jak się nie ma po co żyć.

Po leniuchowaniu na wakacjach przyszedł wreszcie czas na powrót do nauki, ku ciągłym pretensjom i narzekaniom uczniów Hogwartu. Oczywiście nie wszystkich, były wyjątki, ale kto by wolał szkołę od wolności, lata i wakacji? Na pewno nie Draco Malfoy, który niechętnie ze swymi rodzicami przywędrował na dworzec, obwieszony w różne torby i trzymając w jednej ręce klatkę swojej sowy. Drugą miał na szczęście wolną, a nie miał bynajmniej zamiaru prosić kogoś o otwarcie drzwi pociągu.
Postanowił, że zanim wsiądzie do pociągu, uprzednio pożegna się z rodzicami, bo nie ma zamiaru wychylać się potem przez okno, wcześniej przepychając się przez rój rozwścieczonych dzieciaków, które można uznać za gorsze od Sami-Wiecie-Kogo. Tak też zrobił.
Wolnym krokiem wszedł po schodach pociągu, a ten chwile później ruszył. Draco udał się do przedziału Ślizgonów, w którym zastał – na szczęście – Tylko Crabbe’a i Goyle’a.
- Hej, chłopaki. – machając im ręką przed oczami jakby obudził ich z zamyślenia. Crabbe który był oparty o okno aż podskoczył, uderzając się przy tym dość mocno w głowę. Goyle zareagował normalnie.
- Cześć, szefie. – rzekł Crabbe, który chwile później napotkał znudzone spojrzenie blondyna. – Cześć, Draco. – poprawił się, a na kamiennych twarzach wszystkich trzech chłopaków zawitały uśmiechy.
I już przez kilka godzin nie wymienili ani słowa, aż trudno się dziwić. Blondyn korzystając z tego, że ma całe wolne siedzenie, położył się i założył ręce na głowę. Zaczął myśleć. Przez głowę przeplatały mu się różne wspomnienia, na przykład to, kiedy dostał swój list od dyrektora Hogwartu, wtedy to był nim chociaż Dumbledore… A teraz? Snape faworyzuje Ślizgonów, w kółko odejmuje punkty Gryfonom, i nawet planuje zlikwidować Ravenclaw i Huffelpuff.. Draco zaśmiał się w duchu. Nie, żeby mu się to nie podobało, wręcz przeciwnie.
Chwilę później wstał i otworzył drzwi od przedziału. Dziwnym było, że znalazł tam Pottera i Weasley’a, których wizytami tutaj był już po prostu znudzony.
- No, Potter, jak minęły wakacje? – zapytał drwiąco przybliżając się o kilka kroków. Teraz byli od siebie zaledwie o dwie stopy dalej.
- Na pewno nie tak jak tobie, Malfoy. Pewnie odwiedziłeś ojca w słonecznym Azkabanie, prawda? – odparł Harry, który zaśmiał się wraz z Rudzielcem.
- O tak, pozdrawia cię! – wyszczerzył się i wszedł z powrotem do przedziału, a kilka sekund później wylądował na siedzeniach w tej samej pozycji co wcześniej, najwyraźniej nawet bardziej rozluźniony. Ach, te spotkania z Potterem w różnych miejscach, wliczając Zakazany Las, czy Hogsmeade… Zawsze rzuci jakąś głupią odzywką, na to ten drugi odpowie i zaczyna się kłótnia, z której każdy wychodzi poharatany zaklęciami – nawet widzowie. Chwile później przebrani w szkolne szaty usłyszeli pewien charakterystyczny dźwięk, który można było rozpoznać, gdy tylko słyszało się dźwięk stającego pociągu : niezbyt przyjemny, ale z czasem każdy się przyzwyczajał. Wysiedli. Pierwszoroczniaków powitał oczywiście Hagrid, a starsi musieli sobie radzić sami –( jawny okaz dyskryminacji, myślał Draco). Niepokojąca była jedna rzecz, a mianowicie Snape (no, a kiedy to on nie jest problemem? Przemknęło mu przez myśl.) który złożył Wieczystą Przysięgę, że będzie go bronił, i wypełni za niego wolę Czarnego Pana gdyby stchórzył, czego blondyn w ogóle nie dopuszczał do myśli. Wrzucił swoje walizki i sowę ( wyjątkowo niedelikatnie ) na stos innych bagaży, i ruszył w kierunku zamku. Już dzisiaj miał ochotę ponabijać się ze szlam i pierwszoroczniaków, a przy tym wypróbować nowe zaklęcia.
- Witajcie, drodzy uczniowie! – rzekła McGonagall do pierwszoroczniaków stając przed nimi. Trzeba było przyznać, że w porównaniu z tamtym rokiem, to przybyło o jakieś cztery tłumy bachorów więcej… Draco minął ich z trudem, po czym zasiadł przy stole Ślizgonów. Po ceremonii przydziału i standardowej corocznej przemowie Snape’a uczniowie rozeszli się do dormitoriów, widocznie dzisiaj łaskawi byli powitać sytym obiadem tylko pierwszoroczniaków, za co rzucił w kierunku dyrektora zirytowane spojrzenie. Teraz już wraz ze swoimi pachołkami i Pansy Parkinson siedzieli wspólnie na kanapach w pokoju wspólnym Ślizgonów. Crabbe i Goyle byli zajęci rozmową między sobą, a Pansy – jak zawsze – bawiła się włosami zamyślonego Dracona, któremu jakby w ogóle to nie przeszkadzało.
- Nie, to ja mam racje, głupku! – krzyknął Goyle tak głośno, że Malfoy i Parkinson się poderwali.
- Nie, ja… - rzekł spokojnie Crabbe mówiąc tak, żeby chłopak się na niego nie rzucił, był chłopak po prostu przezorny.
- Nie, bo.. – i tutaj, na szczęście, ktoś mu przerwał. Okazało się, że był to głos blondyna, który wstał i stanął między nimi.
- Nie mogę mieć chwili spokoju? Czy Wy zawsze musicie się kłócić?! Tak, Goyle, ZAWSZE! Mam tego serdecznie dosyć! Wybacz, Pansy, ja was zostawię… - ostatnie zdanie starał się powiedzieć ciszej, ale potem i tak trzasnął drzwiami swojego dormitorium. Parkinson westchnęła cicho wyraźnie zadowolona, że jej starania nie poszły na marne. Crabbe i Goyle spojrzeli po sobie, po czym powiedli oczami po drodze jaką wybiegł Malfoy.
Tymczasem Draco znów leżał na łóżku dumając, zupełnie nieprzejęty tą całą sytuacją. Nagle – jakby znikąd – przyleciała do niego jego sowa. Wyjątkowo delikatnie odwiązał z jej nóżki zaplątany pergamin, po czym zaczął czytać.

Drogi Draco,
nie pisz do nas więcej. Złapali Twojego ojca, mi jakoś udało się uciec.. Boję się o Ciebie, ale nie obawiaj się, nic nam nie będzie. Proszę Cię tylko abyś nie przesadzał z wysyłaniem listu za daleko, bo mogą i Ciebie namierzyć. Nie pisz, bo nie dostaniesz odpowiedzi. Będę Cię informowała na bieżąco.

Bądź czujny.
Narcyza.


--- * ---

I jak? Wyjątkowo krótki, bo to jakoby prolog, ale nie całkiem. Sorry za brak akapitów - nie da się robić tabem, a inaczej mi się nie chce. xp


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Legilimencja
Administrator



Dołączył: 26 Kwi 2009
Posty: 2933
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Spinner's End
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:38, 31 Sty 2010    Temat postu:

Proszę Cię tylko abyś nie przesadzał - powinien być przecinek po `tylko`.

Faaajne ;D
Dawaj linka do bloga


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
d_Fan
Babcia Neville'a



Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 198
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 13:59, 31 Sty 2010    Temat postu:

Na blogu też jest tylko ten rozdział, ale... dobra. xDD

[link widoczny dla zalogowanych] , czy tak trudno było się domyślić? xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Naczelny Proroka



Dołączył: 10 Gru 2008
Posty: 1172
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Little Whinging
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:51, 31 Sty 2010    Temat postu:

Nie, prawie wcale. Ciężko bez akapitów, ale znam ten ból, że się ich nie da robićRazz
Opowiadanie całkiem ok Wink Zobaczymy co dalej ;d


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
d_Fan
Babcia Neville'a



Dołączył: 28 Sty 2010
Posty: 198
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 23:35, 13 Lut 2010    Temat postu:

Draco zamarł na chwilę w pozycji siedzącej, po czym upadł bezwładnie na łóżko. Chwilę leżał w bezruchu, kiwając jedynie głową z niedowierzaniem. Chwilę później do dormitorium wpadł Blaise Zabini, którego blondyn – ku zdziwieniu ich obu – nie widział jeszcze w tym roku.
- Co ci jest, Malfoy? – zapytał brunet, kierując ciekawy wzrok w stronę Dracona. Ten pokręcił tylko głową, opuszczając ją lekko.
- Wiesz co? Ty się na serio nadajesz do psychiatryka… jesteś aż za tajemniczy. Możesz mi powiedzieć co się dzieje? – mówiąc to wstał, po czym podszedł do blondyna. Ten tylko westchnął.
- To, że ktoś jest tajemniczy, to nie znaczy, że trzeba go od razu kierować do psychiatryka, Blaise. – warknął podniesionym tonem.
- Dobra, może przesadziłem. Chodź, przejdziemy się… - powiedział cicho, a Draco posłusznie wstał. Wyszli schodami z lochów gdzie znajdowały się dormitoria Ślizgonów, po czym wyszli na błonia. Znajdowali się teraz jakieś sto metrów od chatki Hagrida, na stromym zboczu. Chwile siedzieli i rozmawiali, aż nagle zza ich pleców wyłoniła się mała grupka Gryfonek, które najwidoczniej również miały ostrą lukę między lekcjami. Wyraźnie nie zwróciły na nich uwagi, gdyż coraz bardziej zagłębiały się w rozmowie, którą nawet oni mogli słyszeć. Draco musiał skorzystać z okazji. To była jedyna szansa, aby czymkolwiek dziś poprawić sobie humor.
- Co u ciebie Weasley, zdrajczyni krwi? – Zaśmiał się cicho, a wtórował mu w tym Blaise. Ginny stała obrócona do niego tyłem, jednak już w środku gotowała się złość – wiedziała, że zaraz padnie kolejna zgryźliwa uwaga, której nie zniesie.
- Córka plugawej wiedźmy i kłamliwego czarodzieja… pozazdrościć tego. –
Szaty w barwach Slytherinu jak i Gryfindoru zafalowały niesione delikatnie podmuchem wiatru. Blaise stał z oczami wbitymi w zdziwione Gryfonki, a Draco wywrócił oczami.
- Nie zechcesz się wreszcie do mnie odwr… - i urwał. Na swoim policzku poczuł dłoń rozwścieczonej Ginny, która z rozmachu uderzyła w jego twarz. Blondyna aż odrzuciło – wiadomo, siła odśrodkowa – i ledwo utrzymał równowagę. Blaise, ku zdziwieniu Dracona, zaśmiał się tak samo jak stojące nieopodal nich Gryfonki. Teraz i on nie mógł utrzymać emocji na wodzy. Chwycił Ginny za nadgarstek, i nie patrząc na nią zaczął ciągnąć ją do Zakazanego Lasu. Ich celem była niewielka polana u jego skraju. Słońce z trudem przebijało się przez rozłożyste konary drzew, a dniem – jak to zawsze – nie było widać ani jednego zwierzęcia. Przybywały tutaj tylko o pełni księżyca, nocą, przed świtem. Zakazany Las był bynajmniej miejscem bardzo magicznym – bardziej magicznym od Hogwartu.
Ginny gwałtownie zahamowała, gdy tylko ujrzała, że Draco wyjmuje różdżkę zza szaty. Czyżby aż tak go upokorzyła? Nie miała natomiast do siebie żalu, w ogóle, przecież mu się należało – kto obraża jej rodzinę, obraża i ją.
- O co ci chodzi? – wrzasnęła, gdy tylko puścił jej nadgarstek. Ten tylko uśmiechnął się nikle, po czym wyciągnął rękę z różdżką do przodu. Dziewczyna była tak sparaliżowana, że bała się wykonać błahy ruch ręką, który być może oszczędziłby jej cierpień. Gdy blondyn w myślach trzy razy powtórzył jedno z zaklęć niewybaczalnych, ze wszystkich stron zaczęli okrążać ich śmierciożercy. Minę miał teraz taką, jaką można było zastać na jego twarzy w czasie odczytywania listu od matki. Obydwoje zbledli tak, że śmiało wszyscy mogliby nazwać ich albinosami. Na ich czele stała Bellatrix Lestrange, która jakby nigdy nic obracała różdżkę w palcach.
- Co Ty tu robisz, Bello? – zapytał pod wpływem emocji i zmierzył Ginny wzrokiem – tylko ona widziała go w takim stanie, prawda. Tym razem zastał w jej ręce różdżkę, której nie widział chwilę wcześniej – czyżby nie chciała się bronić? A to niby czemu, przecież to on zawinił..
- Przyszłam po ciebie… a właściwie chciałam się trochę z tobą pobawić, drogi Draco. Od czasu kłótni z Twoją matką mogę robić co chcę, a, że lubię robić jej na złość… Crucio! – Gdy wypowiedziała to jedno, na pozór niewinne słowo, blondyn zaczął wić się z bólu i nawet Ginny nie mogła patrzeć na to obojętnie. Czarnowłosa machała różdżką w różne strony, a Draco, który stracił już dawno równowagę nie mógł nawet złapać oddechu.
- O co Ci chodzi? Ginny, idź stąd! – Krzyknął Draco ostatnim tchem. Bellatrix obróciła głowę w stronę Rudej, która natychmiast odzyskała zmysły.
- Expelliarmus! – Rzuciła, a różdżka czarnowłosej spadła gwałtownie na ziemię. Draco przestał się wić, ale wiedział, że to jeszcze nie koniec. Wstał, ale ledwo trzymał się na nogach. Ku jego zdziwieniu Ginny nie uciekła – została aby walczyć i w tym wypadku była jego jedyną deską ratunku. Polegał na odwiecznym wrogu i ofierze, na której co dnia się wyżywał, rzucał w nią obelgami i obrażał jej rodzinę. Jak on mógł być taki głupi..
- Drętwota! – Krzyknęła Ruda, i oszołomiła trzech śmierciożerców na raz, co było dotąd niemożliwe. Jeden ni stąd, ni zowąd oddalił się w cień, i zostali tylko oni, dwóch na jednego.
- Widzę, że masz pomocnika… Czyżbyś przewidział co się stanie? – Rzuciła Bellatrix zatrzymując zimne spojrzenie na Ginny.
- Ją? Chyba kpisz. – Powiedział Draco próbując się wyprostować, a w takiej sytuacji nie było to bynajmniej łatwe. Ruda spojrzała na niego wzrokiem niezbyt zdziwionym, tego się przecież spodziewała. Ślizgoni to bezduszne świnie, pomyślała. Tą teorię utrzymywała już od dawna. Przecież każdy człowiek, czarodziej czy mugol, musi mieć w sobie chociaż krztę dobra. Oni nie mają. W quidditchu też nie są najgorsi. Urodą (niestety) aż grzeszą, ale to da się wytrzymać.
Gdy tylko Bellatrix zauważyła, że i Draco, i Ginny są uzbrojeni, a jej różdżka leży za przeciwnikami, usunęła się w cień jak jakiś śmierciożerca jakieś… dwadzieścia minut temu? Trzydzieści? A może minęła już godzina?
- Oczekuj mnie. – Odparła cicho, a ich oczy ostatni raz zlustrowały smocze ślepia Belli.
Zostali sami. Odrobinę pojaśniało, więc wydawać się mogło, że siedzą tu niecałe piętnaście minut. Cały czas stali jak wryci, ale gdy wróciły ich zmysły wymienili spojrzenia. Nie były przerażone, ale obydwa zaciekawione i żądające wyjaśnień. Pierwsza odezwała się Ginny.
- No, co to było za przedstawienie? Chcesz mnie nastraszyć? – Wyrzuciła. Jej głos lekko drżał, niemalże niesłyszalnie, ale mogło być to spowodowane tym, że w uszach niesamowicie jej dudniło. Czyżby dostała jakimś zaklęciem o którym nie wiedziała?
- O tak, dałbym się torturować Crucio tylko dlatego, żeby cię nastraszyć. Nie jesteś tego warta. – Prychnął, a ona odrzuciła ręką na bok burzę rudych włosów. Ruszyła w kierunku miejsca, w którym drzewa wskazywały kamienną ścieżkę.
- A mogłam cię nie ratować. Co ja sobie myślałam… - Powiedziała do siebie. Czuła, że chłopak idzie za nią. Może chciała wywołać na nim poczucie winy? Jeśli tak, to zamiar został bynajmniej udany. Draco westchnął.
- Nie, że niby nie jestem ci wdzięczny… - Zaczął ciągnąć, próbując nie wbijać swego wzroku w jej rude włosy leżące na ramionach – to już go przerastało.
- Jaaasne.. – Przerwała mu.
- …ale nie przypisuj sobie wszystkich zasług. – Palnął. A wcale nie chciał tego powiedzieć, w ustach siedziało mu przecież coś innego. Ale nie miał odwagi, nie był dosyć śmiały.
- Idiota. – Odparła krótko przyspieszając kroku.
- To po co mnie ratowałaś, skoro uważasz mnie za skończonego idiotę? – Mimo jej szybkiego tempa dorównał jej kroku nie biegnąc. Odwróciła wzrok.
- Bo tak zachowałby się każdy Gryfon. Ty pewnie i tak na moim miejscu uciekłbyś. – Westchnęła. Szata dziewczyny falowała, odkrywając czasem jej kostki. Blondyn zmierzwił ręką włosy, a na jego twarzy malowała się wściekłość.
- Co jak co, ale nie masz prawa nazywać mnie tchórzem! – Warknął. Zmierzali teraz ramię w ramię lekko oświetloną ścieżką. W jednej chwili wymieniali spojrzenia, natomiast w drugiej już z obrzydzeniem spoglądali na krajobrazy wokół. Droga wyjątkowo się dłużyła.
- O tak? – obróciła się w jego stronę – A od kiedy ty mi rozkazujesz? – Prychnęła. Oboje stanęli w miejscu, w ciszy wpatrując się w swoje kamienne twarze.
Chwilę później już wynurzyli się z Zakazanego Lasu. Wiatr mocno pchał ich w tył, a szkoła przysłaniała słońce. Może i to dobrze – przynajmniej nie dostawali po oczach. Szaty nadal szalały latając w te i we w te, tak samo i włosy. Nie zdawali sobie sprawy, że wymieniając zdania co chwila zatrzymywali się, przy tym bardzo opóźniając ich wędrówkę.
- Bronię swój honor – warknął – I nie masz nikomu mówić. Nikomu. – zmienił nagle temat.
Teraz mknęli szybkim krokiem do przodu, chcąc jak najszybciej znaleźć się w zamku. Byłoby dobrze wrócić do zamku chociaż na ostatnią lekcje, aby zapobiec wysłaniu przez Snape’a ludzi na poszukiwania. I tak miał go dosyć. Dosyć tego, że ciągle miesza się w jego życie. Ginny jednak też nie miała dobrze, bowiem wszystkie Gryfonki z jej dormitorium były dość ciekawskie i co ciekawe, też były „zakochane” w Ślizgonach. „Zakochane”, znaczy oczywiście zaćmione ich pociągającym wyglądem. Dręczyły ją swoimi refleksjami tak długo, aż przyznała, że mają co do nich racje.
- O tak, jakbyś mnie nie znał. – dziewczyna wywróciła oczami, sama się sobie dziwiąc.
- Na co dzień nie ufam zdrajczyniom krwi. – odparł.
- Znowu chcesz w twarz? – mówiąc to niekontrolowanie się uśmiechnęła, a Draco z trudem stłumił w sobie śmiech. Ale jak on mógł się śmiać w takiej sytuacji? Z nim na prawdę musi się dziać coś niedobrego. Czy jest to spowodowane listem od matki? Nie, w tej sytuacji na sto procent by się nie śmiał.
Gdy przekroczyli próg zamku bez słowa poszli swoimi ścieżkami. Ginny wbiegła na górę po schodach prowadzących do pokoju wspólnego Gryfonów, natomiast Draco szybkim krokiem ruszył w stronę gabinetu dyrektora. Automatycznym ruchem ręki odgarnął włosy z twarzy i zapukał w kamienne drzwi, które chwile później uchyliły się skrzypiąc. Kątem oka dostrzegł złowieszczy uśmiech na twarzy Severusa.
Miał pewność co do tego, że z tego nie wyniknie nic dobrego.

--- * ---

Hehe. xD


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Naczelny Proroka



Dołączył: 10 Gru 2008
Posty: 1172
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Little Whinging
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:41, 13 Lut 2010    Temat postu:

Komentowałam już na blogu ;P Dobrze, że była tam Ginny^^ I pomogła Draconowi;] I wszystko tak naturalnie nawet wyszło ;]
Jest ok Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.forumkociolka.fora.pl Strona Główna -> Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance free theme by spleen & Programosy

Regulamin