Forum www.forumkociolka.fora.pl Strona Główna

Medicinator.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.forumkociolka.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Loonay
Babcia Neville'a



Dołączył: 24 Sie 2009
Posty: 173
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ten swąd?

PostWysłany: Wto 22:36, 08 Gru 2009    Temat postu: Medicinator.

Moje nowe opowiadanie, którego zapewne też nie skończę pisaś. Tym razem o zgoła innej tematyce, bo o medycznej. Na [link widoczny dla zalogowanych] macie spis postaci.

Prolog: Gdyby wszystko było takie łatwe
Plusk, chlap - takie odgłosy wydawały moje wysłużone adidasy, kiedy raz po raz z impetem wchodziłam w kałuże. Ta jesień była wyjątkowa deszczowa, zwłaszcza w Londynie. Ale w tej chwili mnie to nie obchodziło. Kroczyłam szybkim krokiem prosto przed siebie, przepychając się między ludźmi śpieszącymi się do pracy. O godzinie siódmej rano wbrew pozorom na ulicach było wielu ludzi.
Moim celem był szpital West Middlesex Hospital, moje pierwsze porządne miejsce pracy. Miesiąc temu wysłałam tam CV, natomiast tydzień temu byłam na rozmowie kwalifikacyjnej. Przyjęli mnie do jednego z najlepszych szpitali w kraju. Mnie - radiologa świeżo po studiach. Były trzy opcje: albo się tu wybiję i przeniosę do jeszcze lepszego szpitala, albo zostanę tu do emerytury, albo mnie stąd wyrzucą. O tej trzeciej opcji starałam się nie myśleć, w końcu praca była mi bardzo potrzebna. Miesiąc temu w końcu zamieszkałam z młodszą siostrą, Lauren we własnym mieszkaniu. Wyciągnęłam ją z domu dziecka. Nasi rodzice porzucili nas po narodzinach Lauren, chociaż mówiłam jej, że nie żyją. Mieszkałyśmy w domu dziecka i nikt nie sądził, że uda mi się cokolwiek osiągnąć. Mylili się. Poszłam na studia medyczne. I od miesiąca byłam dumną posiadaczką tytułu "doktor".
Nareszcie doszłam na miejsce. WMH był ogromnym, ceglanym budynkiem, który mimo swojej nowoczesności zachował elementy konserwatyzmu. Wzięłam głęboki oddech i wkroczyłam pewnym krokiem do szpitala. Wnętrze było równie ładne i sterylne: jasno pistacjowe kafelki i ciemnozielone, skórzane fotele wyglądały schludnie, a przy tym profesjonalnie. Pod ścianą stało obszerne biurko, za którym siedziała młoda blondynka. Podeszłam do niej.
- Dzień dobry - przywitałam się uprzejmie. Dziewczyna przestała pisać w notesie, spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
- W czym mogę pomóc? - spytała.
- Jestem nową pracowniczką tego szpitala i powiedziano mi, abym tutaj zgłosiła się po klucze. Dr Clark.
Evanna Doutzen, bo tak brzmiało nazwisko na jej identyfikatorze wygrzebała z szuflady klucz i plakietkę.
- Proszę - powiedziała podając mi je. - Radiologia jest na końcu tego korytarza. Szatnia znajduje się na przeciwko oddziału. Dr Foxx prosiła mnie abym przekazała, że ma pani się do niej zgłosić.
Uśmiechnęłam się blado i oddaliłam we wskazanym kierunku. Pierwszy dzień w pracy był jednak nie lada przeżyciem.
Weszłam do szatni. Znajdowało się tam kilkanaście metalowych szafek. Znalazłam tą opatrzoną moim nazwiskiem i otworzyłam ją. W środku leżał wyprasowany, śnieżnobiały fartuch. Kiedy założyłam go i przypięłam identyfikator poczułam się bardzo dziwnie. Teraz stałam się lekarzem "pełną gębą".
Zgodnie z zaleceniami recepcjonistki skierowałam się do biura dr Foxx. Była to radiolog, szefowa oddziału. Byłam już w jej biurze, więc znalezienie go nie było wielkim wyczynem. Podeszłam do mahoniowych drzwi opatrzonych tabliczką: "DR WILLA FOXX, ODDZIAŁ RADIOLOGII" i zapukałam. Weszłam nieco zdenerwowana, gdy tylko usłyszałam "proszę".
Wnętrze gabinetu wyglądało bardzo... profesjonalnie. Drewniany parkiet, beżowe ściany i ciemne, mahoniowe meble były protekcjonalnie czyste. Za biurkiem siedziała dr Foxx, w czarnym golfie, za to bez fartucha.
- Witam - powiedziała i wskazała na fotel przed biurkiem. Usiadłam na nim czekając na polecenia.
- Musze panią poinformować, że przez pierwszy tydzień pani pracy będą się odbywać kontrole. Codziennie ktoś będzie sprawdzał, jak pani sobie radzi.
Pokiwałam głową.
- Na naszym oddziale pracuje jeszcze dr Kaplan, która niestety się rozchorowała. Na razie będzie pani pracować sama. A gdyby pani miała jakieś zastrzeżenia, proszę kierować się do mnie.
Ponownie pokiwałam głową.
- Dzisiaj pani jedynym zadaniem będzie opisywanie zdjęć zrobionych przez dr Kaplan. I naturalnie robienie zdjęć rentgenowskich. To wszystko.
Już chciałam trzeci raz pokiwać głową, jednak pomyślałam, że jako osoba po studiach medycznych mogłabym się chociaż odezwać.
- Już zabieram się do pracy - rzekłam raźnym tonem wstając i wychodząc.
Pracownia znajdowała się obok biura dr Foxx. Było to ciemne pomieszczenie z dużym, oświetlanym stołem i podświetlanymi płytami na ścianach. Pokój ten przedzielało od pokoju z rentgenem lustro weneckie. Na stole w pracowni leżał mój pager oraz gruby plik brązowych kopert, w każdej zdjęcie rentgenowskie z przypadkiem i możliwą diagnozą. Szybko zabrałam się do pracy.
Przez trzy godziny opisywałam szczegółowymi notatkami zdjęcia, aż do pracowni wszedł jakiś lekarz.
- Dzień dobry - przywitał się. - Chciałbym odebrać zdjęcie.
Kiedy się odwróciłam zmieszał się nieco.
- Pani jest tą nową, tak? - spytał retorycznie. - Ted Sullivan, onkolog. Mów mi Ted.
- Sophie Clark, nowy radiolog. Mów mi Sophie - odrzekłam z uśmiechem. Spodobało mi się to szybkie przejście na "ty"- Kogo zdjęcie chcesz odebrać?
- Kate Brown, pani z podejrzeniem raka płuc.
Podałam jedną z kopert i powiedziałam:
- To niemal na pewno nie rak.
- Niemal? - spytał unosząc brwi. - Jakie dajesz szanse?
- Szansa na nowotwór to moim zdaniem jakieś 10%. Radziłabym jeszcze zrobić badanie tkanek, jednak wszystko wydaje się być w porządku.
Ted spojrzał na zdjęcie i powiedział:
- Też tak uważam. To może być jakaś patologiczna narośl na płucach, trzeba ją będzie sprawdzić.
Oddalił się w kierunku drzwi i wyszedł bez słowa.
Jakieś pół godziny po wyjściu onkologa zaczęli przychodzić pierwsi pacjenci skierowani na rentgen. Po kilku godzinach robienia zdjęć stwierdziłam, że jest to strasznie nużąca praca. O wiele bardziej wolałam opisywanie zdjęć.
O ósmej wieczorem, kiedy skończyła się moja zmiana, a znałam jedynie dwóch lekarzy ze szpitala (Teda i dr Foxx) ubrałam się wyszłam z budynku. Usłyszałam dzwonek telefonu. Wyjęłam z komórki staroświecką komórkę i przyłożyłam ją do ucha.
- Halo?
- Pani Clark? - spytał kobiecy głos.
- Tak.
- Pani siostra Lauren została przyłapana na paleniu papierosów w szkole. Miała rozmowę z pedagogiem, a teraz czeka aż pani ją odbierze ze szkoły.
Zamarłam.
- Zaraz będę - odpowiedziałam lakonicznie i rozłączyłam się. No tak, gdyby wszystko było takie łatwe...


001. Lekarze to też ludzie
[center][link widoczny dla zalogowanych][/center]
Szłam szybkim krokiem razem z Lauren do domu. Odebrałam ją z tej nieszczęsnej szkoły dowiadując się, że miała przy sobie paczkę papierosów, i że ma wpisaną naganę. Wspaniale. Lepszego dnia nie mogłam sobie nawet wyobrazić. Na szczęście jutro będzie sobota, Dziękowałam Bogu, że istnieje coś takiego jak weekend - chociaż dwa dni bez szkolnych wyskoków.
W końcu doszłyśmy do kamienicy, w której znajdowało się nasze mieszkanko. Przez całą drogę żadna z nas się nie odezwała. I bardzo dobrze. Jeszcze tego tylko mi do szczęścia brakowało - kłótni na ulicy. Gdy weszłyśmy do mieszkania od razu zaczęłam wykład:
- Co ty sobie wyobrażasz! - powiedziałam głośno, właściwie niemal krzyknęłam. Lauren nie odpowiedziała, tylko stała pośrodku pokoju z rękami założonymi na piersiach.
- Żeby palić w szkole! - krzyknęłam ponownie krążąc po pokoju wokół siostry, jak rozjuszone zwierzę. - Elle cię do tego namówiła?
Dziewczyna uśmiechnęła się kpiąco i spojrzała przez okno. Elle była jej przyjaciółką, równie arogancką co ona, tyle że bardziej rozpieszczoną przez bogatych rodziców.
Po chwili uspokoiłam się nieco i usiadłam na sofie.
- Posłuchaj uważnie - powiedziałam cicho. - Dobrze wiesz, że nasza sytuacja jest... trudna. Nie możesz sobie pozwolić na takie zachowanie.
Westchnęłam głęboko.
- Jeśli będziesz się tak dalej zachowywać, to zabiorą cię znowu do domu dziecka. A tego chyba nie chcesz.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko poszła do łazienki.
Tak niemal codziennie wyglądały nasze rozmowy. Wyrósł między nami gruby mur, niewidzialny, aczkolwiek odczuwalny. Lauren nie cierpiała mnie, to było na pierwszy rzut oka widać. Chciała się wkupić w łaski bogatszych koleżanek. Świat bogactwa i sławy niezmiernie ją przyciągał. A było to przyciąganie niebezpiecznie.
Rozejrzałam się po pustym pokoju. Był to jednocześnie salon, jadalnia i sypialnia. Na podłodze położona była beżowa wykładzina, natomiast ściany były oblepione wyblakłą tapetą w słoneczniki. Szafa, komoda, stolik i dwa krzesła - wszystko z jasnego, brzozowego drewna. I tapczan pod ścianą. Nie było tu zbyt dużo miejsca, jednak starałyśmy się utrzymać ład i porządek.
Z racji braku żadnego zajęcia umyłam się, przebrałam w pidżamę. Lauren spała na tapczanie, a ja na materacu. Kiedy położyłyśmy się spać znowu zaczęły nachodzić mnie dziwne myśli, a stan radości z rana zniknęła jak bańka mydlana. Znów wróciły wspomnienia dni spędzonych w domu dziecka. I wspomnienia rodziców. Doskonale pamiętałam dzień, w którym nas porzucili. A raczej noc. Kiedy zasnęłam przenieśli mnie i siostrę do domu dziecka. To wszystko. Żadnego pożegnania, żadnego wytłumaczenia... Nic. Zwinęłam się w kłębek. Czas zacząć nowe życie, bez przykrości. Normalne życie.
Dopiero się położyłam, a już usłyszałam budzik. Wyłączyłam ja go szybko, aby nie obudzić siostry. Wygramoliłam się spod kołdry i zaczęłam po cichu przygotowywać się do pracy.
Ten dzień był pod względem pogody całkowicie inny od poprzedniego: słoneczny i całkiem ciepły jak na październik. Na ulicach było także znacznie mniej ludzi, większość zapewne smacznie spała.
W szpitalu jednak roiło się od ludzi. Białe fartuchy "fruwały" po korytarzu, słychać było rzeczowe tony lekarzy. Pokonałam tą samą drogę, co dnia poprzedniego, tym razem jednak omijając gabinet Willy, co mnie bardzo cieszyło. Niby była miła osobą, ale jakoś jej nie trawiłam. Wydawała się być taka wyniosła, oziębła.
Miałam nadzieję, że praca odwróci moją uwagę od niemiłych myśli. Niestety, tak się nie stało. Zabrałam się za zdjęcia, których jeszcze nie opisałam. Mogło się wydawać, że jest to dość monotonna praca, jednak podobała mi się. Zapisywałam kartki drobnym pismem, wyglądającym jak rozsypane ziarnka maku. Moje notatki były tak długie i szczegółowe, że czasem zajmowały dwie kartki.
Pracowałam spokojnie dwie godziny, w pełni zadowolona i usatysfakcjonowana, gdy zadzwonił mój pager. Aż podskoczyłam. Była na nim krótka informacja: "Przychodnia". Domyśliłam się, że było to polecenie od Willy. Z racji, ze zostały mi trzy zdjęcia do opisania ułożyłam koperty na stole i wyszłam z pracowni zamykając za sobą drzwi.
W przychodni nie było zbyt dużo ludzi. Zauważyłam, że na ścianie na przeciw biurka Evanny wisi tablica z dyżurami w przychodni. Jeden z napisów głosił: "dr Sophie Clark, radiolog, gabinet nr 3, 10.10 - 13.10". Czekały mnie trzy godziny spędzone z zasmarkanymi ludźmi. Super. Naprawdę, przewspaniale. Wzięłam od recepcjonistki kluczyk i stanęłam przed siedzącymi na skórzanych fotelach ludźmi.
- Kto pierwszy do dr Clark? - spytałam głośno.
Nikt się nie odezwał, a ja powstrzymałam się o usatysfakcjonowanego uśmiechu. W podskokach skierowałam się do gabinetu, gdzie rozsiadłam się wygodnie za biurkiem i zaczęłam z nudów czytać ulotki. Czekałam, czekałam, czekałam... Przez trzy godziny nikt nie przyszedł. Kompletnie nikt. Nie martwiłam się tym, w końcu pracowałam tu dopiero drugi dzień. Poza tym, czynne były jeszcze cztery gabinety. Nieco zgłodniałam i pomyślałam, że warto by zwiedzić stołówkę.
Stołówka, jadalnia - jak kto woli. W każdym bądź razie była czysta jak sala operacyjna, przy tym dość... elegancka. I na dodatek prawie wszystkie stoliki były zajęte. Wzięłam srebrną tacę, postawiłam na niej miskę zupy cebulowej (taniocha) i stanęłam w kolejne do kasy. Kiedy w końcu kasjerka wydała mi te nieszczęsne dziesięć centów zajęłam jedyny wolny stolik, znajdujący się po oknem. Rano nic nie jadłam, więc od razu zabrałam się za zupę. Gorący płyn parzył mi przełyk, ale nie przejmowałam się tym - dawno nie jadłam czegoś tak dobrego.
Gdy opróżniłam już połowę zawartości miski usłyszałam za sobą kobiecy głos:
- Możemy się dosiąść?
Obejrzałam się za siebie. Za mną stali, patrząc się pytająco, dwoje młodych lekarzy. Kobieta była z wyglądu moim przeciwieństwem: smukła, wysoka, z gęstymi kasztanowymi włosami związanymi w koński ogon. Natomiast mężczyzna wydawał mi się dziwnie znajomy: wysoki, szczupły brunet o zawadiackim spojrzeniu.
Chcąc im zasygnalizować, żeby usiedli ze mną jedynie pokiwałam głową, ponieważ miałam usta wypełnione zupą. Zajęli miejsca naprzeciwko mnie i postawili przed sobą tace z talerzami.
- Ty jesteś tą nową lekarką? - spytała kobieta. Dopiero teraz zauważyłam, że jej ciemnozielona sukienka, którą miała założoną pod fartuchem była bardzo, ale to bardzo wydekoltowana. Przełknęłam zupę i odrzekłam ochrypniętym głosem podając jej rękę:
- Tak. Sophie Clark, miło mi poznać.
Kobieta uścisnęła moją dłoń i przedstawiła się.
- Dr Geraldine Collins z chirurgii. Ale możesz mówić mi Gerrie.
- Calvin Joiley. Anestezjolog - powiedział chłopak również ściskając moją dłoń.
- I jak ci się podoba w naszym szpitalu, Sophie? - spytała Gerrie dźgając widelcem oliwkę w swojej sałatce.
- Pracuję tu dopiero drugi dzień, więc nie ma zbytnio o czym mówić - odparłam zdawkowym tonem patrząc to na Geraldine, to na Calvina.
Zapadła cisza. Czy to już koniec tematów do rozmowy? Nagle pani chirurg odezwała się dziwnie podekscytowana.
- A może chciałabyś jutro wpaść do mnie na imprezę? Wprowadziłam się z mężem do nowego mieszkania i robimy mała parapetówę. Będzie sporo lekarzy ze szpitala: Calvin, Ted z onkologii, Ed z interny, Lizzie z izby przyjęć, Joel z chirurgii... - Spojrzała na mnie błagalnie. - Nie daj się prosić.
Imprezka? Czy to oby dobry pomysł? Hmm...
- No dobra, przyjdę - odrzekłam nieco znudzonym tonem, w którym nie było ani krztyny optymizmu.
Collins aż klasnęła w dłonie.
- Wspaniale. Przyjedź jutro o ósmej na Garden Square 17.
Garden Square? No jasne, ulica w najbogatszej dzielnicy miasta. Czego ja się mogłam spodziewać?
Zwróciła się do Calvina:
- Mógłbyś mi asystować przy operacji? Mam nadzieję, że nie jesteś zbyt zajęty.
- Właściwie to nie - odparł, wzruszając ramionami. - Ale wcześniej chciałbym się skonsultować z Sophie.
Zerknął na mnie pytająco.
- Jasne, możemy iść nawet zaraz - powiedziałam z małym opóźnieniem, wstając od stołu. We trójkę wyszliśmy ze stołówki: Gerrie skierowała się na salę zabiegową, a ja razem z Calvinem poszłam po zdjęcie jego pacjenta, aż na OIOM, po czym wróciliśmy do pracowni radiologicznej.
- Zobacz - powiedział wyciągając z dużej, brązowej koperty zdjęcie tomograficzne mózgu. - Jak myślisz, co to może być?
Podał mi zdjęcie, które położyłam na oświetlanym stole i wskazał na małą, nieregularną plamę koło istoty szarej.
Zamyśliłam się. Po kilku minutach milczenia odparłam:
- Mi to wygląda na zwykła nieregularność kory, nic więcej. Chociaż może powinieneś raczej spytać Teda, być może się mylę i jest to guz. Czy jakieś inne objawy u...
Zerknęłam na nazwisko w górnym rogu zdjęcie.
- ...pani Martin wskazują na guz?
- Nie - odparł Joiley biorąc ode mnie zdjęcie i wkładając je do koperty.
- Lepiej skonsultuj się z jakimś onkologiem, wtedy będziesz miał pewność, że to nie guz - stwierdziłam.
Chłopak pokiwał głową i z uśmiechem na ustach wyszedł z pracowni.
Reszta dnia upłynęła raczej ciekawie. Biegałam po całym szpitalu odnosząc zdjęcia z notatkami, z braku lepszej roboty. Poznałam kilkoro lekarzy, którzy wydali się być dla mnie mili. Byli wśród nich wspomniani przez Gerrie Ed, Lizzie i Joel.
Wieczorem wyszłam ze szpitala z pewnym poczuciem społecznego zaangażowania. W końcu nie siedziałam sama w mojej pracowni, znałam więcej niż jedną osobę i nawet przestałam się wahać, czy iść na parapetówę. W końcu lekarze to też ludzie, muszą się zabawić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora

Naczelny Proroka



Dołączył: 10 Gru 2008
Posty: 1172
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Little Whinging
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:39, 20 Gru 2009    Temat postu:

Prolog jest ciekawy ;D Od razu kojarzy się z Housem, ale to pewnie nic dziwnego Wink
Podoba mi się charakter Lauren, lubię czytać o "trudnych" osobach.

Pierwszy rozdział również mi się spodobał. Jest taki lekki do przeczytania! ;> No i Sophie poznaje coraz to więcej osób ze szpitala, ciekawych osób xD A imprezka... No cóż zapowiada się całkiem fajnie, zobaczymy co będzie Wink

pisz, pisz Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.forumkociolka.fora.pl Strona Główna -> Opowiadania Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group, modified by MAR
Inheritance free theme by spleen & Programosy

Regulamin